TO SPRAWA DLA WYDZIAŁU 7
Takie debiuty to ja lubię i szanuję. „Hotel na skraju lasu” to rasowy, rozpisany i rozrysowany na 250 stronach horror, który okazuje się być początkiem dłuższej historii. Okazuje się być dopiero początkiem opowieści z domu nad rzeką, będącego miejscem wypoczynku dla stałych bywalców.
Do czasu. Zwiastunem czegoś, co nastąpi jest zbłąkany wędrowiec zaglądający do hotelu w trakcie ulewy. Kiedy nie dostaje ostatecznie miejsca, na odchodne rzuca: „Nie macie o niczym pojęcia. Życzę szczęścia”. Ale szczęścia zaczyna brakować. Zmiany klimatu, nowe zwierzęta – jak wlichy – oraz rośliny coś zwiastują. Jakieś zmiany, jakieś zdarzenia, które w dodatku trudno sobie racjonalnie wytłumaczyć. Kiedy zaczynają ginąć ludzie, pojawia się pytanie. Wilki? Niedźwiedzie? Kto czai się po lasach? Skąd kolejne trupy?
Hotel może wydawać się miejscem relaksu. Ale ów hotel na skraju lasu jest miejscem dusznym, skostniałym, z którego chciałaby się wyrwać Julia – wnuczka Horacego, do którego przybytek należy. Jest też miejscem, gdzie rodzi się teraz pytanie, czy jest to aby na pewno miejsce bezpieczne? Wiadomo – w ciemno – skoro mamy do czynienia w horrorem, to nie do końca. Nie do końca jednak też wiadomo, czy wspomniane wilki i niedźwiedzie to dobry trop przy poszukiwaniu zabójcy.
Mnożące się w trakcie lektury pytania sprawiają, że chciałoby się już wiedzieć do dalej wymyślą Magdalena i Michał Hińcza (Magdalena odpowiada głównie za dialogi i kolor, Michał za ilustracje). Małżeństwu udało się bowiem stworzyć naprawdę wciągający świat z wiarygodnymi bohaterami.
Ogromną rolę w komiksie odgrywa warstwa graficzna. Dużo tu szkicowania (w sieci już trwa rozkminka, czy to szkic cyfrowy, czy „analogowy"). Szkicowania, na które nakłada się ograniczona paleta barwna o stonowanej kolorystyce. Nie powiem, robi to klimat opowieści. I jest to nowatorskie podejście – przynajmniej w Polsce – do materii komiksowej. Nie przypominam sobie, by ktoś proponował u nas już podobne rozwiązania plastyczne plansz.
Mało kto porywa się też od razu na dużą opowieść. W ostatnim czasie była to Herzyk, która opasłym tomikiem zaczęła swą serię „Wolność albo śmierć” czy – choć to już zupełnie inna bajka – Krzysiek Łuczyński ze swoimi „Iskrami”, na które też ma konkretny patent i stara się go skrupulatnie realizować. W przypadku „Hotelu…” – podobnie jak w przypadku komiksów Herzyk i Łuczyńskiego – też trzymam kciuki za rychły ciąg dalszy.
Andrzej Kłopotowski
P.S. W tytule zażartowałem sobie nieco… Ale w sumie sprawą tą mógłby zająć się Wydział 7.
autor recenzji:
Mamoń
11.03.2023, 11:33 |