DOTRZEĆ DO CELU
Wawszczyk, ten gość, który i film potrafi – „Jeż Jerzy” – i komiks (pamiętacie „Pana Żarówkę”?) wraca. Wraca z nową powieścią graficzną, tym razem zrobioną z gościem, z którym współpracować też przecież znakomicie umie, czyli Tomaszem Lwem Leśniakiem, jednym ze współtwórców „Jeża Jerzego”, tego komiksowego i filmowego też. I świetnie im ta współpraca wychodzi. „Fungae” to może i rzecz złożona z takich elementów doskonale nam już znanych, ale w tym wydaniu zyskujących autorski sznyt. No i znakomitego klimatu, który mnie urzekł od pierwszych stron.
Matka, ojciec, syn. I ten świat. Świat niegościnny, mroczny, ponury, niebezpieczny, który muszą przemierzać w dodrze do celu. Czy przetrwają? Czy zdołają poradzić sobie z przeciwnościami losu i stworzeniami, jaki tu na nich czekają? Wreszcie, czy dotrą do celu i jaki to w ogóle jest cel?
Moja przygoda z twórczością Wawszczyka zaczęła się od filmu „Jeż Jerzy”. I tak trochę z ignorancją do tej adaptacji podszedłem, bo skupiłem się na tym, że to jednak Skarżycki, że Leśniak za nią stali, skupiłem się na paru nazwiskach rodzimych komiksiarzy, których znałem, ceniłem, w którzy się tam udzielali. A Wawszczyk, reżyser przecież, jakoś tak w tej mojej świadomości przepadał. Więc, kiedy brałem się za jego „Pana Żarówkę”, nazwisko z niczym mi się nie skojarzyło. Bywa. Ale od czasu „Pana Żarówki” o Wawszczyku już pamiętam, cenię sobie i dlatego – no i ze względu na udział Leśniaka, którego uwielbiam od bardzo dawna – to na „Fungae” najbardziej z nowego rzutu Kultury Gniewu czekałem.
I warto było. Niby to komiks prosty, niby złożony z dobrze nam znanych schematów, elementów, a jednak posklejanych ze sobą tak, że mnie to kupuje. Czytając album miałem wrażenie, że to trochę taka polska odpowiedź na „Krudów”, nieco zapomnianą już animację sprzed dekady. Ale jest bardziej nastrojowo, więcej w tym mroku, więcej wzruszeń. Inaczej rozłożone są akcenty, inaczej płynie fabuła, bardziej to wszystko oniryczne i brutalniejsze też. I to zdecydowanie. Bo może to i baśń, ale baśń dla dorosłych raczej czytelników i o tym pamiętać trzeba.
Fajnie napisana to rzecz, ale największą jej siłą i tak pozostają ilustracje Leśniaka. A Leśniak wspina się tu na swoje wyżyny. Klimatyczne, nastrojowe to to, autor nie żałuje nam czerni, ale i świetnie podbudowuje nastrój, operując oszczędnie dobieranymi (często w ramach danej sekwencji utrzymanymi w jednej kolorystyce) barwami, które urzekają. Zresztą wszystko, co tu graficznie serwuje nam ten jeden z ojców „Jeża Jerzego”, robi robotę. Bo i mroczne to, niczym dla dorosłych, a jednocześnie cartoonowe, jak z komiksów dla dzieci. Tak balansuje, jak cała ta opowieść, między czymś, co mogłoby nadawać się dla młodych, i czymś, co przecież skierowane jest do dojrzalszych odbiorców.
Bardzo dobry komiks. Powieść graficzna, w której więcej jest do oglądania, niż czytania – Wawszczyk nie epatuje dialogami i tekstem, tych niemal tu nie ma, choć nie znaczy to, że treść na tym cierpi – dzięki czemu ilustracje i talent rysownika mogą wybrzmieć jak należy. Efekt finalny jest znakomity, odpowiednio nastrojowy, dramatyczny, bardzo przyjemny i z jakimś takim filmowym zacięciem potraktowany. No i zostaje w pamięci.
|
autor recenzji:
wkp
26.01.2023, 06:14 |