GAR…NEK PEŁEN JEDZENIA
Sporo jest serii, które zbieram regularnie. Sporo jest opowieści, które darzę szczególnym uwielbieniem. A „Garfield” to jedna z najlepszych, najważniejszych i w ogóle naj z nich wszystkich. Coś, do czego chce się wracać raz po raz, coś, co za każdym razem zachwyca i pozwala odkryć coś nowego. I coś, co zachwyca też niezależnie od wieku. Klasyka i klasa sama w sobie. I chociaż to już czternasty tom serii – a każdy z nich zbiera po trzy oryginalne albumy – autor nie traci werwy, pomysłowości ani jakości. I nadal wszystko jest rewelacyjne i bliskie ideału.
Co do treści, jako, że mamy tu do czynienia z paskami komiksowymi, krótkimi skeczami, można mówić o niej tylko ogólnie. Więc w sumie powtórzę to, co już pisałem. Bo czemu nie.
Rudy, wredny i leniwy kot, który jedzenie wciąga niczym odkurzacz. Jego fajtłapowaty, beznadziejnie próbujący zdobyć powodzenie w miłości właściciel. Wiecznie śliniący się pies, o którym można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że ma mózg. I cała reszta. To ekipa, której życie dzień po dniu śledzimy na stronach albumu. Śledzimy, kibicujemy im, śmiejemy się z nich i przekonujemy jak bardzo podobni są do nas samych, nawet jeśli nie chcemy tego przyznać.
„Garfielda” się uwielbia i nim zachwyca, bo to seria, którą można odczytywać i odbierać na wiele sposobów. No bo tylko zobaczcie. Macie ochotę na traktowanie całości, jako komedii familijnej o kocie? No to śmiało, jak najbardziej można. Bo wszystko tu gatunkowo jest: niezdarny właściciel nie radzi sobie z pupilem (a czesz pupilami) i w życiu – tak codziennym, jak i uczuciowym, zaradny choć leniwy kot ciągle w coś pakuje i jakoś tak sobie żyją od jednego wydarzenia, do drugiego. Chcecie traktować to jako rzecz dla posiadaczy kotów, którzy w kolejnych scenkach z życia rudego kocura zobaczą odbite w krzywym zwierciadle, ale jednak prawdziwe często do bólu zachowania ich własnych czworonogów? No to też tu macie. A na tym nie koniec.
Co jeszcze? A to, co dla mnie najważniejsze: czyli możliwość – a nawet konieczność – traktowana „Garfielda” jako ambitne dzieło z przesłaniem. Bo tym właśnie jest dzieła Davisa – gorzką i ciętą satyrę na społeczeństwo, świat, codzienność, miłość, problemy, troski i… Tak, na domowych pupilów, a koty w szczególności, także. Bo chociaż każdy pasek to samodzielna humoreska, Jim Davis zawarł w nich tyle siły, prawdy i głębi, jak udało się niewielu. Zawarł też wielką moc, wielką magię, poruszając tematy często ważkie, acz obleczone w zabawną formę. Więc jest nad czym się zadumać, co przemyśliwać i czym zachwycać.
No a grafikami także. Te są proste, cartoonowe, kolorowe, ale jednak widać w nich wielki talent i indywidualny styl. „Garfield” z miejsca wpada w oko, urzeka i potrafi rozbawić już samymi ilustracjami. A wszystko to wyśmienicie wieńczy znakomite wydanie. Każdy tom serii to zbiór trzech oryginalnych albumów, wydrukowanych na papierze kredowym i zamkniętych w twardej oprawie. Ot kropka nad i, ale jaka ładna. A całość to coś, co polecam gorąco, całym sobą i w ogóle. Bierzcie, bo warto, jak mało co.
|
autor recenzji:
wkp
02.05.2023, 12:36 |