LAWIROWANIE MIĘDZY JEDNĄ, A DRUGĄ STRONĄ
W górę pięści zawsze damy rade Jak nie zgodnie z prawem to lewą stroną jadę Teraz też jest wojna kto kombinuje ten żyje Taniej kupię drożej sprzedam to wódki się też napije
- Pięć Dwa Dębiec
Komiks wojenny to nie moja bajka. Ja w ogóle wojennych historii nie lubię, a jeśli już po jakieś sięgam, to takie konflikt potępiające, jak „Rzeźnia numer pięć”. I najlepiej takie, w których jednak kryje się o wiele więcej, niż tylko temat militarnych zmagań. Ale czytam rzeczy różne, historie obozowe mniej lub bardziej czasem do mnie trafiały, a już np. takiego „Mausa” to w ogóle uwielbiam. Ale wielkie dzieła uwielbia się niezależnie od gatunku, prawda? A to wielkie było, bez dwóch zdań. Więc wahałem się czy po „Pewnego razu we Francji” sięgnąć, bo i ciekawe wydawało, i klimaty nie moje zarazem. Ale sięgnąłem po ten pierwszy z trzech tomów nie żałuję.
Joseph Joanovici. Wiele można o nim powiedzieć. Że sierota, że imigrant, że złomiarz. Ale w końcu też i miliarder. Od zera do milionera? Co w nim takiego ciekawego? Przede wszystkim to, co i w jaki sposób robił za wojny. A robił wiele, bo był przecież członkiem ruchu oporu i… tak, kolaborantem też był. I tak lawirował między jedną a drugą stroną, by ugrać jak najwięcej…
O ile realia mnie nie kręcą, jak już pisałem, o ile tematyka też nie moja, to już taki bohater, jak ten to postać na tyle intrygująca, bym zdecydował się po album sięgnąć. Pole do popisu spore, niby to na faktach, ale przecież fabularyzowane, więc można trochę rozwinąć choćby to wszystko, dopełnić, a przede wszystkim pokazać, co tam kryło się w głowie postaci. No i liczyłem, że tej psychologii, analizy będzie więcej, ale na szczęście nie jest tak, że to prosty i pusty na tym polu komiks. Po prostu bardziej skupia się na relacji, na opowieść o czynach. I to też jest jak najbardziej spoko.
To, co najbardziej do mnie trafia to to, że to nie historia wojenna, choć ta jest przecież obecna, a obyczajowa. Historia o konkretnym człowieku, jego czynach, otoczeniu i tym, co się działo. Wrośnięta w konkretny grunt wydarzeń i czasów, pozostaje więc dość uniwersalną opowieścią o próbach przetrwania, choćby za wszelką cenę. A jednocześnie ciekawie odmalowuje nam realia, kontekst i sytuację.
Graficznie też jest dobrze. Co prawda cartoonowe to dość mocno, ale jednocześnie jakoś tak pasuje to wszystko. Ta ekspresja, ten wyrazisty, acz nastrojowy kolor. Ma to swój urok. A jeszcze mamy fajne wydanie, co też należy docenić.
Ot kolejne udane dzieło Nury’ego, autora „Śmierci Stalina”. Podobne do tej „Śmierci” właściwie w każdym calu, więc jeśli czytaliście, wiecie czego się spodziewać. A cała reszta, jeśli lubi historyczne opowieści o ludziach, czasach i zmaganiach, odnajdzie się w tym wszystkim.
|
autor recenzji:
wkp
07.04.2023, 06:08 |