ZNAKOMITA PULPA
Niby Hellboy. Ale jednak nie jest to Hellboy. W tomie „Homar Johnson” dostajemy solidną dawkę doskonałej pulpy. Ze znakiem jakości, który przystemplował sam Mike Mignola!
Niby Hellboy, bo bohater wywodzący się z serii o Piekielnym Chlopcu. Do tego mamy analogiczne wydanie jak wcześniejsze komiksy – z serii „Hellboy” właśnie ale i „BBPO” czy „Abe Sapien”. Niby... Hellboy'a, bowiem w komiksie o Homarze Johnsonie nie uświadczymy. I dobrze. I bardzo dobrze. I znakomicie. Dzięki temu nie mamy do czynienia li tylko z następną odsłoną Mignolaverse, ale i z opowieścią, która broni się wyjęta ze świata Hellboy’a.
Dla porządku. „Hellboy” okładkowo był czarny, „BBPO” – biały, zaś „Abe Sapien” – niebieski. Tom „Homar Johnson” pojawia się w odsłonie pomarańczowej, korespondując z goglami bohatera. A opowieść? Mamy do czynienia z solidnym, sensacyjnym komiksem, gdzie główną rolę gra uzbrojony (nie tylko w gnaty, ale i gorący symbol) obrońca sprawiedliwości.
W fabułkach pojawiają się strzelaniny, pojawiają się wariaci żądni krwi czy też zarobku. Pojawia się też piękna dziennikarka Cynthia Tynan, która na łamach prasy opisuje naszego bohatera i jego poczynania. Pojawiają się też czasami postacie nieco odrealnione, ale generalnie wszystko to „siedzi” w międzywojennym amerykańskim półświatku, gdzie nasz Homar pozostawia za sobą coraz szersze kręgi.
W pierwszym tomie „homarowym” mamy osiem historii stworzonych przez Mignolę i grono współpracowników – wśród scenarzystów znaleźli się też John Arcudi i Tonči Zonjič. Wśród rysowników m.in. Kevin Novlan czy Sebastian Fiumara. Autorzy znani już ze współpracy z Mignolą, a więc sprawnie poruszający się w jego świecie.
Na koniec raz jeszcze podkreślę, że w cykl można wchodzić w ciemno. Można go czytać bez znajomości podstawowego cyklu o Piekielnym Chłopcu. Z jednej strony to więc dopełnienie hellboyowych produkcji Mignoli. Z drugiej rzecz autonomiczna.
autor recenzji:
Mamoń
15.06.2023, 23:37 |