CZAS SIĘ KOŃCZY
Horrorowy „Dzień świstaka” trwa. I co tu dużo mówić, jest fajnie, bo ja ten schemat po prostu uwielbiam i doskonale bawię się za każdym razem. Bo może i to wszystko znam, może widziałem już nie raz i nie dwa, ale w tak dobrym wykonaniu, jak tutaj, zdarza się to coraz rzadziej. Więc cieszę się, wciągnąć się daję i zmam ochotę na więcej. A że dynamiczne jest to, jak choroba i pędzi na złamanie karku, nie da się tu nudzić ani przez moment. No i jeszcze autor potrafi zaskoczyć nas nie raz i nie dwa, więc jest w co się wgryźć.
Im więcej Shinpei podróżuje w czasie, tym więcej wie na temat wydarzeń i całej sytuacji. Problem z tymi podróżami jest jednak taki, że za każdym razem znajduje się w nieco innym, coraz bliższym teraźniejszości punkcie, a wtedy… Cóż, wtedy już nie przeskoczy i nie uratuje sytuacji. A co gorsza, wrogowie doskonale zdają już sobie z tego sprawę i chcą to wykorzystać. Czy chłopakowi i jego sojusznikom uda się pokonać przeciwników i ocalić to, co jeszcze do ocalenia zostało?
Schematy, schematy i jeszcze raz schematy. Tak to w skrócie wygląda ta opowieść. Cofanie się w czasie i przeżywanie wciąż i wciąż tego samego dnia? Mieliśmy to w „Dniu świstaka”, mieliśmy w „Śmierć nadejdzie dziś” i „Dziewczynach śmierci”. I w „Z archiwum X”. w mangach było to w „Gdy zapłaczą cykady” i w „All You Need is Kill”, które kojarzyć możecie z hollywoodzkiej adaptacji znanej, jako „Na skraju jutra”. A to tylko kilka takich przykładów, bo można by ich mnożyć – także w formie komedii romantycznych pokroju „Świątecznych randek”. Do tego jeszcze temat cieni, który się tu pojawia, też znany jest z niejednego dzieła, od „Mirror Image” ze „Strefy mroku”, po „To my” Jordana Peele’a. no a Yasuki Tanaka zabrał się za to, zmiksował razem i podał w naprawdę świetnym stylu.
Zresztą ten Yasuki Tanaka to gość wart uwagi. Może jego nazwisko nie jest w topce jakichś zestawień, ale… No właśnie, to on był jednym z asystentów Hirohiko Arakiego (tak, tego od „JoJo's Bizarre Adventure”, które wychodzi od 1987 roku i liczy sobie jak dotąd ponad 130 tomów). A jakby tego było mało to właśnie u Tanaki asystentem był Kohei Horikoshi, autor „My Hero Academii”. Więc fajny krąg dobrych autorów. I to widać. No i widać doświadczenie, dzięki któremu „Summer Time Rendering” naprawdę robi robotę.
Ta seria ma i klimat, i akcję, tajemnic jej nie brakuje, czasem serwuje humor, czasem urok, niezłe zaplecze obyczajowe, romantyczną nutę… Jest więc i sympatycznie, i krwawo. Szybkie tempo plus odpowiedni balans dialogów sprawiają, że mknie się przez opowieść, choć jednocześnie jest się nad czym zatrzymać. A postacie, wtłoczone w schemat „nastoletni niepozorny chłopak otoczony wianuszkiem dziewczyn zmaga się z wielkim zagrożeniem”, skrojone zostały wyraziście i w bardzo przyjemny sposób.
Wszystko to, plus jeszcze proste, wyraziste, ale i odpowiednio nastrojowe ilustracje, daje nam świetną serię grozy. Coś w sam raz na nadchodzące powoli, chociaż w pogodzie tego nie widać, wakacje. A potem jeszcze dla tych wakacji sobie odświeżenia i przedłużenia.
|
autor recenzji:
wkp
08.05.2023, 05:57 |