JAKĄ PRZYSZŁOŚĆ MA TEN ARAB?
Riad Sattouf kontynuuje opowieść o peryteptiach swej szalonej, europejsko-bliskowschodniej rodzinki. W piątej odsłonie skupia się na latach 1992-1994.
Zaczyna tak: "Nazywam się Riad. W roku 1992 miałem 14 lat i nie wyglądałem najlepiej". Na obraz tego nienajlepszego wyglądu składają się asymetryczna fryzura (żeby ukryć jajowatą czaszkę), zgarbienie (ze strachu), zbyt krótkie spodnie, zapach potu (którego nie ukrywa zbyt słaby dezodorant) czy wzrok (który unika innych). Podsumowując: Riadowi "wciąż się wydaje, że jest wspaniały i cudowny, i nie ma pojęcia, że jest przegrywem." Przegrywem poniekąd jest też jego rodzina. Matka z nim i jego bratem Yahyą mieszkają we francuskim Rennes. Ojciec - z drugim bratem Fadim - zawinął się w poprzednim tomie i uciekł do Syrii. Do tego rzucił, że nigdy już go nie zobaczą.
W najnowszym tomie mamy więc z jednej strony dorastającego powoli chłopaka i jego odkrycia, z drugiej zaś dramat rodzinny. Jeśli chodzi o Riada coraz bardziej osadza się w popkulturze. W świecie gier i komputerów (konsole, amiga), komiksów (dzieła takich autorów jak Enki Bilal, Moebius czy Philippe Druilett), muzyki (Nirvana, Red Hot Chili Peppers, Slayer), literatury (książki o lotnikach) i koszykówki (wiadomo, Michael Jordan). Ale też zakochuje się. I to na serio! Jeśli chodzi o rodzinę, to mamy nakręcającą się spiralę szaleństwa, ocierającą o magię, jasnowidzów i nagły zwrot w stronę religii (wiadomo, Lourdes). Coraz wyraźniej widoczne jest zestawianie dwóch światów. Wojnościowej Francji i podporządkowanej zasadom Islamu Syrii. Coraz bardziej pokazywany jest luz znad Sekwany i patriarchat oraz nienawość do wszystkiego, co swobodne kojarzące się z Damaszkiem. Różnice te dorastający powoli Riad potrafi już zauwazyć. Potrafi też wybierać między tym, co dla niego ważne a tym, co - według ojca - robić powinien.
"Arab przyszłości" jako autobiograficzna rzecz nie ma słabych punktów. Akurat Riad ma to szczęście (a życiowe nieszczęście), że los spłatał jemu i jego rodzinie trochę figli, które napisały mu scenariusz. Graficznie też znalazł sposób, by opisać losy swej rodziny. Bez graficznych szczegółów, w luźny, dynamiczny i wciągajacy sposób.
I tylko szkoda, że szósty album ma być juz ostatnim w serii.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
05.05.2023, 14:14 |