STICH I WIELKI FINAŁ
Ledwie się zaczęło, a już koniec. Dwadzieścia sześć rozdziałów zamkniętych w trzech tomikach. Mało, bo fajne było to przeżycie, ale lepiej krótko a dobrze, niż długo i nudno. Więc jesteśmy już u finału, a finał ten wszystko ładnie domyka i spina. I chociaż już to znamy, chociaż to tylko wariacja na temat tego, co oglądaliśmy w kinie albo na małym ekranie, nadal warto było to poznać. I chętnie jeszcze wrócę do tej opowieści za jakiś czas.
Jumba zmienił wioskę Tanaka nie do poznania. może i stracił pamięć, ale nadal potrafił użyć swojej wiedzy i przekształcił to miejsce w futurystyczną utopię, gdzie nikt nie musi pracować, za to każdy może dobrze się bawić. a jakby tego było mało, teraz jeszcze porywają Sticha i jego pana! A na tym nie koniec, bo zjawi się ojciec Meisona, a jakby tego było mało naszych bohaterów czeka w końcu ostateczne starcie z wrogami. Wrogami, którzy dysponują nieporównywalnie bardziej zaawansowana technologią i mają przerażającą przewagę…
Fajnie było i tyle. co tu dużo mówić. Zaczęło się niepozornie, ale przyjemnie, a im dalej, tym milej. A w końcu mamy wielki finał i to finał bardzo przyjemny. Bo raz, że w ostatecznym rozrachunku okazało się to lepsze nawet od filmu – animację Disneya lubię, na półkach z filmami stoją wszystkie części (no ale obejrzałem jak dotąd tylko dwie, przyznaję się bez bicia), ale jednak mangowa wariacja okazała się dla mnie przyjemniejsza. A dwa, że rzecz sprawdza się i jako coś z filmem związanego, i jako samodzielna historia też.
Fajnie także, że twórca dorzucił tu parę nietypowych, acz udanych elementów, jak chociażby te sceny z duchem, które wydawały się jednorazową odskocznią, a jednak są kontynuowane w tym tomie. Cieszy też fakt, że konstrukcją trochę przypomina to serial – ot różne epizody, często bardzo luźne (z dodatkami przestawiającymi nam co by było gdyby…), ale splatające się w jedną większą całość. No i jeszcze warto nadmienić o rysuneczkach w rogach stron, które zmieniają się w małe, zabawne animacje, kiedy kartkuje się tomik.
Mało? Wiadomo, że mało, więc jest jeszcze przyjemna szata graficzna. Wiadomo, mogło być w tym mniej komputerowych trików, mniej takiego upiększania i sterylności, ale źle nie jest. do tego rzecz jest bardzo ładnie wydana – niby mangowy standard, nie mamy już w obecnych czasach takich wpadek na tym polu, jak serowało nam np. TM-Semic, ale i tak zawsze wypada wspomnieć i docenić – i w ogóle pozostawia po sobie przyjemne wrażenie.
Więc polecam. Szkoda, że to tyko trzy tomiki, fajnie natomiast, że takie sympatyczne. Udana familijna manga, łącząca przyjemnie to, co lubimy w japońskim komiksie z tym, co cenimy u dawanego Disneya.
|
autor recenzji:
wkp
29.06.2023, 06:11 |