CZY JEST SZANSA NA ZWYCIĘSTWO?
Come fulfill the prophecy
With our demons of debauchery
This madness will never cease
- The Offspring
Jak to w shounenach bywa – albo raczej, jak to ciągle jest – walka z demonami trwa. I trwa. I trwa. No i fajnie, taki to gatunek, konwencja taka, więc czego innego oczekiwać? No dobrego wykonania, jak zawsze powtarzam, ale „Kimetsu no Yaiba” to już klasyka właściwie – świeża, ale przecież są takie tytuły, które z miejsca staja się klasyką i ta seria chyba już może być tak określana – i zawsze nam to zapewnia. Więc śmiało sięgajcie, bo dobrze jest.
Himejima i Shinazugawa kontra Większy Księżyc Pierwszy! Gdy walka staje się coraz bardziej zaciekła, a u Filarów pojawiają się znamiona, sytuacja z każdą chwilą zmienia się na niekorzyść naszych bohaterów. Czy jest jeszcze jakakolwiek szansa na zwycięstwo?
No to znów wszedłem do tej samej rzeczki. Takiej rzeki mangowej, gdzie łagodny horror miesza się z dark fantasy i z shonenowym bitewniakiem. I tak się walą na stronach tej serii, ten upada, ale powstaje, tamten upada zaraz po nim, ktoś ranny, ktoś rośnie w siłę, raz wygrywa ten, raz tamten, ale wszystko i tak zmierza do wiadomego finału. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal świetnie się bawimy, bo chodzi o to, by dostać to, co już znamy, ale jakoś trochę odmienione, trochę inaczej i w dobrym stylu i takie coś właśnie dostajemy.
Na tym etapie opowieści ciężko mówić o konkretach fabularnych. Bo wiadomo z jednej strony wszystko sprowadza się do jednego, wciąż powtarzanego tego samego schematu, z drugiej, jeśli pojawia się coś więcej, no to już jesteśmy tak blisko finału, że najczęściej to dość znaczące coś i mówić o tym sensu nie ma, bo każdy fan chce sam to odkryć. No ale też warto podkreślać po prostu, że rzecz nadal trzyma poziom, że te walki tu widoczne naprawdę fajne są i sporo w nich dramatyzmu i widowiskowości i ogólnie, że to po prostu dobra zabawa.
I ładnie rysowana. Lubię prostotę tej serii, pewną oldschoolowy nutę widoczną w tych grafikach, lubię jej klimat i urok też. I dlatego raz po raz chętnie wracam, bawiąc się lepiej, niż na początku tej przygody sądziłem. I lepiej, niż przy oglądaniu anime – no ale ja już chyba tak mam, że jednak mangi, odkrywane w rytmie, jaki mi odpowiada i w bardziej intymny, niż filmy czy seriale sposób, bardziej do mnie trafiają.
Więc niezmiennie polecam. I tradycyjnie mam ochotę na więcej. wyszła ta seria autorce i pewnie na długie lata pozostanie kojarzona przede wszystkim z nią.
|
autor recenzji:
wkp
17.06.2023, 06:13 |