HEROSI ŁĄCZĄ SIŁY
„Akademia bohaterów” to od początku rzecz, która bawiła się schematami shounenów i komiksów superhero. No i jej najnowsza odsłona, spin-off „My Hero Academia: Team-Up Missions” też idzie tą drogą, odnosząc się do amerykańskich komiksów z „Team-up” w tytule. No i fajnie to robi, starając się jednocześnie być jak najbardziej podobna do głównej serii, a zarazem pozostawać dziełem niezależnym. I całkiem sprawnie się to udaje. Może nie zapełnia to luki po świetnym „Vigilante”, ale nadal przyjemnym i wartym poznania.
Po wydarzeniach znanych z głównej serii, gdy All Might zmuszony jest się wycofać, układ sił został zachwiany. Wprowadzona zostaje nowa forma nauki, która ma młodych herosów przygotować na prawdziwe superbohaterskie życie, czyli tytułowe team-upy! Szkoła, treningi to jedno, ale przecież bohaterowie muszą poradzić sobie w życiu z działaniem z ludźmi, których nie znają i których darów często nie rozumieją. I co wtedy? Na to właśnie mają przygotować ich takie duety z prawdziwymi zawodowcami. Co z tego wyniknie? Jedno jest pewne, nasi bohaterowie są zachwyceni i skorzy do działania!
Jeśli miarą popularności serii są spin-offy i dodatki, jakie generuje, to „My Hero Academia” serio ma się czym pochwalić. Spójrzcie tylko na nasz rynek, mieliśmy świetną, rozpisaną na piętnaście tomów serię „Vigilante”, mamy wydawane nadal light novele, a teraz dołącza jeszcze do nich „Team-Up Missions” (a w Japonii jest jeszcze manga „My Hero Academia: Smash!!”). I co to w ogóle ze seria? I jak to się prezentuje?
Jeśli chodzi o skład, to mamy tu serię właściwie luźnych opowieści. Te niezależne rozdziały publikowano najczęściej z różnych okazji, ot chociażby w kinach pojawiał się film, to i pojawiał się rozdział na fali popularności i tak to sobie leciało. A właściwie leci nadal, bo obecnie rzecz liczy cztery tomiki i to wcale nie koniec.
A jak się to wszystko prezentuje? Graficznie bardzo podobnie do głównej serii. Yoko Akiyama stara się kopiować Horikoshiego, twórcę oryginału, jak tylko może najlepiej i wychodzi mu to naprawdę dobrze.
Scenariuszowo? Tu akurat jest prosto, niewymagająco. Jak to z seriami pobocznymi bywa, także w komiksie superhero, nie mogą wprowadzić zmian do głównej opowieści i tak jest też w tym wypadku. Ma być zabawnie, ma być dynamicznie, mają być walki i obowiązkowo sporo gadania i tak właśnie jest.
W skrócie, sympatyczna rzecz. Głównie dla fanów, ale dająca śmiało czytać się niezależnie. Kto lubi „MHA”, może brać śmiało.
|
autor recenzji:
wkp
06.06.2023, 06:03 |