ŚWIĘTA WCIĄŻ TRWAJĄ
And softer than shadow and quicker than flies
His arms are all around me and his tongue in my eyes
Be still be calm be quiet now my precious boy
Don't struggle like that or I will only love you more
- Placebo
Mamy lato w pełni, gdy piszę te słowa, upał nieco opadł i po ostatnich dniach pełnych drażniącego słońca, żaru lejącego się z nieba i duchoty, w której oddychać się nie dało (tak, tak, widać, że wolę zimę), ale nadal termometr pokazuje ponad dwadzieścia pięć kresek powyżej zera. No a tu w „Tokyo Revengers” nadal trwa ta świąteczna opowieść. No i cały ten story arc zwany „Black Dragon”, który zaczął się w tomie dziewiątym, jeszcze chwilę z nami pobędzie, bo skończy się w połowie tomiku czternastego. I fajnie, bo naprawdę dobrze się to czyta, ma klimat, jest odpowiednio dramatycznie i bardzo fajnie rozwija wątki, które do mnie najbardziej trafiły.
Próba zniszczenia gangu Black Dragon trwa. Przez Kisakiego jednak wszystko się komplikuje i sypie, a Mitsuya musi ratować Hakkaia i Yuzuhę. A to nie koniec. Takemichi będzie musiał zaryzykować wszystko, ale czy to wystarczy?
Święta Bożego Narodzenia to taki czas, który kojarzy nam się ciepło. Może zima za oknem i mróz – jeśli mamy szczęście, bo o to coraz trudniej – ale jednak ta atmosfera, te zapachy, te czekające prezenty, choinka, „Kevin sam w domu”. No a tu mamy krew, mamy dramt i mamy śmierć. I fajnie, bo jakoś to wszystko do siebie pasuje. Zresztą czy nie pasowało nam też w „Szklanej pułapce” albo „Długim pocałunku na dobranoc”? Właśnie. A czy fantastyka nie pasuje nam do świątecznych historii? Pasuje, jak najbardziej. No właśnie.
A w mangowym ujęciu zyskuje to wszystko na lekkości i dynamice. Wyszła z tego fajna, fajnie rozwijająca się opowieść, którą chce się czytać. Lubię takie dramatyczne zmagania najlepiej o kogoś ukochanego. Lubię klimat, jaki to wszystko ma. No i lubię, jak to fajnie się układa i toczy. No niby temat prosty, niby znany, niby wydaje się, że niewiele da się tu powiedzieć, a tu już dwunasty tom, przed nami jeszcze masa, a jednak twórca ciągnie to wszystko, wciąż znajdując coś ciekawego i potrafi nas wciągnąć. I, w co nie wątpię, będzie potrafił robić jeszcze przez długi czas.
No i są jeszcze rysunki, które mają w sobie zarówno mangową prostotę, jak i również mangową dbałość o detale i są po prostu świetnie, z charakterem wykonane. Efekt finalny tego wszystkiego jest taki, że dostajemy bardzo sprawny, bardzo fajny komiks. Shounen, ale bez supermocy, za to ze sporą dozą dramatyzmu i mocniejszych scen.
|
autor recenzji:
wkp
27.06.2023, 06:11 |