KONIEC Z BLUEBERRYM. MŁODYM
To już koniec spotkań z Blueberrym. Po serii zasadniczej i sequelu do niej właśnie końca dobiegł też prequel do westernu panów Jeana-Michela Charliera i Jeana Girauda znanego lepiej jako Moebius.
Zresztą w 1975 roku to oni powołali do życia serię „Młody Blueberry”. Wprawdzie szybko ją porzucili, ale znaleźli się następcy, którzy dobili do 21 albumów. W polskim wydaniu zostały zebrane w pięć solidnych integrali. Ostatni z nich – właśnie wydany - zbiera albumy „1276 dusz”, „Odkupienie”, „Gettysburg” i „Konwój wyklętych”. Za fabuły dalej odpowiada dobrze już nam znany François Corteggiani zaś za rysunki również nie będący anonimowym Michel Blanc-Dumont. Panowie, którzy weszli w świat młodego Blueberry’ego w połowie serii.
Dwa pierwsze rozdziały najnowszego tomu dawały nadzieję, że Corteggiani i Blanc-Dumont odejdą nieco od wątków związanych z wojną secesyjną. Postanowili pokazać w nich szalonego pastora. Diabła wcielonego, który – wykorzystując ludzką łatwowierność – próbuje ogłosić się nowym zbawicielem. I próbuje rządzić duszami mieszkańców podłej mieściny.
Niestety później wracamy do tradycyjnej tematyki. Znów mamy przebieranki w mundury, których w całej serii nie brakowało. Znów mamy wyskoki za linie frontu i próby przesunięcia szali zwycięstwa na tę dobrą, niebiesko-kurtkową stroną. Można rzec, że motywy te zostały wyeksploatowane aż nadto.
I w sumie chyba tego samego zdania byli i czytelnicy z rynku frankofońskiego, i autorzy. „Konwój wyklętych” – ostatni tom o młodym Blueberrym - na zachodzie miał premierę w roku 2016. Mija więc siedem lat a ciągu dalszego ni widu, ni słychu. I w sumie dobrze. Lepsze milczenie, niż odcinanie na siłę kuponów.
Mimo tego dobrze, że Egmont poszedł za ciosem i po klasycznym „Blueberrym” i tomie „Marshall Blueberry” puścił i u nas perypetie nieopierzonego jeszcze młokosa na wojnie secesyjnej. Choć ci, którzy chcieliby poznać jedynie najlepsze z najlepszego mogą śmiało zakończyć lekturę na serii zasadniczej.
autor recenzji:
Mamoń
30.07.2023, 23:04 |