OGNISTE POJEDYNKI
I'm the self inflicted, mind detonator, yeah
I'm the one infected, twisted animator
I'm a firestarter, twisted firestarter
You're the firestarter, twisted firestarter
I'm a firestarter, twisted firestarter starter
- The Prodigy
Pod nieobecność kapitana Ósemka znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Musi sobie poradzić z zagrożeniem potężniejszym niż wszystkie wcześniejsze! – krzyczy do nas opis na okładce tego tomiku. No i? No i dobrze pokazuje z czym tu właściwie mamy do czynienia. Z rasowym shounenem, gdzie ze story arcu na story arc, zagrożenie jest coraz potężniejsze, a wszystko coraz większe i bardziej widowiskowe. Sztampa? Nawet jeśli to tak fajnie wykonana, że naprawdę znakomicie się to czyta i nie nudzi ani przez moment.
To tak – Shinra walczy z Burnsem. Walka trwa, a Burns opowiada sporo rzeczy, które mogą nie jedno zmienić. Czy zmienią?
A tymczasem Arthur walczy z Dragonem. Czy jego miecz w końcu sięgnie celu? I co dalej?
Shounenowy bitewniak powinien płonąć, powinien wybuchać, walić nas po oczach efektami – i efekciarstwem też, co tu dużo mówić – tak, jak bohaterowie walą się po mordach. Powinien być dynamiczny, skala powinna być coraz większa i w ogóle wszystko tak powinno się toczyć, jakby kolejna fabuła w ramach serii była sequelem. I właśnie po to tego typu mangi się czyta – z takich samych powodów, jak ogląda się wyładowane efektami specjalnymi filmowe mega hity. No i po to czytam „Fire Force”.
A czyta się to fajnie. Ten najnowszy tomik to taka jazda na pełnym gazie, dużo akcji, dużo scen, w których jest na co popatrzeć, masa dynamiki, starć… No sami wiecie, seria już nas do tego przyzwyczaiła. Shouneny już nas do tego przyzwyczaiły. A my to lubimy i dobrze się w tym czujemy. Co ważniejsze, fajnie czuje to też twórca tej serii, więc dobrze bawimy się w tym towarzystwie i chcemy więcej. rozrywkowa to rzecz, ale na poziomie, jaki lubię. Niewiele się tu zmienia, ale zmieniać nie musi, bo i po co, skoro wszystko sprawdza się dobrze?
Szybkie tempo, dużo walk, postacie, które zapadają w pamięć, nieźle podany humor, fantastyka z elementami grozy i dużo gatunkowej lekkości. Czyta się to szybko i przyjemnie, przyjemnie też ogląda, chociaż „Fire Force” graficznie jest dość prosty, ale skuteczny i nie tak koślawy, jak na początku. Ma to klimat, ma świetną dynamikę i widowiskowość i tyle trzeba, by naprawdę miło się to oglądało.
Więc fajnie, fajnie. Dla fanów gatunku to seria, którą poznać warto. Niby nic takiego, niby wszystko to znamy z innych serii, a jednak wciąż bardzo przyjemnie wchodzi.
|
autor recenzji:
wkp
28.06.2023, 06:05 |