SUMMER FIGHT WITH SHADOWS
I am shadow, I am tomorrow
I am a hero with a buggy whip
I am so hazardous
My name is Lazarus
- Rob Zombie
Dziewiąty tomik „Summer Time Rendering”. No i coraz bliżej jesteśmy finału – jeszcze cztery tomy i czeka nas koniec. Ale na razie mamy ten, jak zwykle przyjemnie mroczny, z konkretną akcją, którą łyka się w kilkanaście minut, świetnym klimatem i postaciami, które zdążyły zjednać już sobie naszą sympatię. Więc jak zwykle jest bardzo dobrze, bardzo przyjemnie, a na dodatek z porcją kolejnych elementów wskakujących na swoje miejsce w tej układance, dzięki czemu robi się tylko ciekawiej.
Jest przejście, które łączy Klinikę Hishigata i jaskinię Hiruko. Shinpei i przyjaciele wchodzą tam, by skonfrontować się z cieniami. Wydarzenia, do których tam dochodzi, kończą się ocaleniem doktora, a wszystko to powoli prowadzi ich do odkrycia prawdziwego celu Haine!
Lato – za oknem i w tytule – mrok, horror… To rzeczy, które się lubią i do siebie pasują. Klasyczne połączenie, jak shounen i bitewniak albo schabowy i zasmażana kapusta, które zawsze dobrze się sprawdza. Może być denne, może być kiepsko zrobione – i masa bywa – ale i tak chętnie wracamy do tego schematu. Bo zawsze ma w sobie coś, a jeśli nie ma, to choć ożywa wspomnienia tych lepszych opowieści, z których czerpał.
No a „Summer Time Rendering” i ożywa takie wspomnienia, i jednocześnie pozostaje autentycznie świetnym dziełem. Pomysł na cienie zamieniające się miejscami z ludźmi znany jest w popkulturze od dobrych kilku dekad, pisałem o tym, już przy okazji wcześniejszych tomów, więc po detale odsyłam tam, jeśli Was ciekawią. Niemniej mimo to, w „STR” udało się znaleźć coś świeżego, coś atrakcyjnego i przede wszystkim własnego. Jednocześnie rzecz ma w sobie po prostu znakomity balans między akcją, zagadkami, humorem, obyczajowymi elementami i nawet erotyką. Dzięki temu jest tu wszystko, co w dobrej opowieści grozy być powinno, a klimacik serii troci wrażenie.
No a ten klimacik i sporo z dynamiki całości to zasługa świetnej szaty graficznej. Prosta, ale skuteczna, pełna czerni, ruchu zaklętego w nieruchome obrazy i wyrazistości, wpada w oko, dobrze to wszystkiego dopełnia i po prostu fajna jest. I tak powinno być, to w końcu komiks, forma graficzna, więc pierwsze, na co zwracamy uwagę, kiedy sięgamy po tego typu dzieła, to ilustracje właśnie. Więc te muszą nas zachęcić, muszą pokazać na co możemy liczyć i dokładnie to robią.
Niezmiennie zatem polecam. Bo warto. Bo fajne. bo klimatyczne. I bo zawsze mi mało. Aż żal, że to tylko trzynaście tomików, bo dobrych horrorów nigdy dość.
|
autor recenzji:
wkp
12.07.2023, 05:55 |