MIŁOSNY KONIEC
Jak pierwsza miłość
Tylko miłość
Bo ja nic mocniejszego nie znam
Tylko miłość
Tylko miłość
Która jest lekarstwem na ból
- T-Love
No to pora pożegnać się z romantycznymi uniesieniami. „Kocha… Nie kocha…” właśnie się kończy. Powiem, że czekałem na ten moment, bo wiadomo, każdy czeka na ten happy end – albo na zaskoczenie, że jednak nie wszystko będzie takie słodkie. No i każdy kto ma w planach obejrzenie anime, czeka też aż najpierw zakończy się manga. No to mamy finał i świetny to finał. Emocje, słodycz, gorycz, trochę niepewności… No wszystko to, na co liczyłem, czekałem i czego chciałbym jeszcze więcej.
Życie uczuciowe bohaterów na ostatnim zakręcie plącze się coraz bardziej. Ojciec Akari i Rio wyjeżdża służbowo za granicę. Rio jednak chce zostać tutaj, by być przy Yunie. A Kazuomi, mimo wszystko, namawia Akari, by jednak jechała, skoro chce zostać tłumaczką. Jak to wszystko się skończy?
No to tak, „Kocha… nie kocha…” to mangowy, szojkowy romans – klasyczny pod każdym względem. Może romans źle się kojarzy, ale jak lepiej to określić? Może być dobry romans i zły, zły to z miejsca ochrzciłbym miałem romansidła, a ta seria nie to romansidło, a naprawdę dobra opowieść miłosna, skoncentrowana na uczuciach, emocjonalnych przetasowaniach, przemianach i związanych z tym wszystkim elementach, takich jak przyjaźń czy szkolne życie. No i każdy ten element znakomicie jest wykonany i wszystko bardzo ładnie się ze sobą splata i łączy.
A skoro o splataniu mowa… Wiadomo, jak to w miłosnych historiach splatają się nie tylko palce dłoni postaci i ich losy, ale i plącze się tu wszystko. Mówię i o tym tomie, i o całej serii. Relacje bohaterów oparte są na mieszance miłości i przyjaźni. Ktoś kocha kogoś, ale nie jest przez niego kochany, ktoś inny ma nadzieję, ktoś wspiera, ktoś inny przygląda się z boku. Właśnie tak, jak powinno być, niemal do samego końca trzymając nas w niepewności, choć jednocześnie każdy chyba może domyślić się, co z tego fabularnie wynika.
No i, jak już pisałem kiedyś, ta seria wyładowana jest wywoływaną w czytelnikach ekscytacją. Ekscytacją towarzyszącą utożsamianiem się z uczuciami bohaterów, kibicowaniem im i przeżywaniem tego, co przeżywają oni, wspominając własne doświadczenia. Masa tu emocji, masa wzruszeń, sporo radości, goryczy sporo, ale ile uroku, ile słodyczy i delikatności.
No i delikatne jest to też od strony ilustracji. Szata graficzna jest prosta, pozbawiona nadmiaru czerni i oszczędna. Ale ta oszczędność widoczna głównie w tłach pozwala skoncentrować się na postaciach i ich emocjach – czyli na tym, co najważniejsze. Efekt? Kawał znakomitej serii i świetny tomik podsumowując to wszystko, co mieliśmy dotąd. Aż żal, że to już koniec.
|
autor recenzji:
wkp
13.07.2023, 06:10 |