KOSMICZNE PROBLEMY
Dyżur Hickmana nad „X-Men” trwa. I dobrze, bo ten gość, choć może sam pomysł, na którym oparł to wszystko jest nieco przesadny, znalazła sposób, by pokazać w serii jeszcze coś świeżego. I jeszcze zdołał to zrobić w sposób absolutnie znakomity, pełen powagi, ciężaru i świetnych pomysłów. I chociaż to, co najlepsze, zaserwował nam w albumie „Ród X / Potęgi X”, jego regularna seria z mutantami, której drugi tom tutaj dostajemy, też robi robotę i absolutnie warta jest poznania.
Zdawało się, że mutanci znaleźli swój raj i swoje miejsce, ale nie oznacza to końca kłopotów. Z kosmosu przybywają potwory i przybywają roślinni Cotati. Jakby tego było mało, pojawiają się także problemy z nawiedzonym domem, technoorganicznym wirusem i wyspą, którą kupuje Magneto! Co z tego wszystkiego wyniknie?
Więc tak. Wydawało się, że przez sześć dekad wydawania „X-Men” w serii powiedziane zostało wszystko. tym bardziej, że co bardziej nośne motywy twórcy odtwarzali już tyle razy (Phoenix, podróże w czasie, przerażająca przyszłość, eksperymenty wojskowe etc. etc.), że stały się powodem do żartów. Aż tu nagle przyszedł Hickman, facet, który już nie raz pokazał, że potrafi, ale i jednocześnie, że w superhero trochę brak mu własnych pomysłów („Tajne wojny” czy poprzedzające je inkursje to jednak kolejna kopia zgranych motywów) i pokazał, że ma pomysł – własny – i że wie, co chce uzyskać i jak to zrobić.
No i konsekwentnie to robi. I robi fajnie. Podobna mi się powaga, z jaką podchodzi do tematu. Że nasyca go kwestiami politycznymi i społecznymi i że nie żałuje nam ciężaru dobrej fantastyki. No i powoli, krok po kroku, dorzuca do tej swojej układanki kolejne elementy. W efekcie fajnie to wszystko gra, ma klimat, ma akcję i to konkretną, a wszystko, choć bywa różnorodne, zwarte jest w swojej konstrukcji i spójne wewnętrznie, ale i z resztą – serii, uniwersum. Trochę odmienione, z bohaterami o nieco przekonwertowanych charakterach, dostosowanych do wrażliwości autora, ale nadal pozostający tymi postaciami, które znamy i lubimy.
No i bardzo fajnie wygląda to od strony graficznej. Lekko, prosto, wyraziście, z klimatem, ale i z dawką widowiskowych scen. Patrzy się na to przyjemnie, równie przyjemnie czyta. Rzadki we współczesnym komiksie amerykańskim przypadek, gdzie treść i szata graficzna dobrze ze sobą współgrają, a jednocześnie robią wrażenie. A tu mamy. I to jeszcze zrobione tak, że i nowych, i starych fanów mniej lub bardziej, ale kupi.
Więc czytajcie, bo warto. Jedna z najlepszych serii od „Marvel Fresh”. Fajnie, że mamy ją po polsku i że będzie tego więcej, bo już na września zapowiadany jest kolejny powiązany z cyklem album.
|
autor recenzji:
wkp
25.08.2023, 06:14 |