LETNI CZAS ZASKOCZENIA
Lato się skończyło już praktycznie. Ciepło jest nadal, ale jesień czuje się w powietrzu, ale „Summer Time Rendering” się nie kończy. Co więcej rozkręca się tak, że ten tomik łyka się na raz i chce więcej. a w międzyczasie mamy takie wydarzenia, taką akcję i takie zaskoczenia, że… No sami przeczytacie, a warto, wiadomo. Świetny tom świetnej serii, kawał dobrego horroru akcji i jeszcze cała masa po prostu dobrej zabawy.
Shinpei kontra… Karikari! No to nie może dobrze się skończyć. Emocje rosną, Ushio wkracza fdo akcji i dochodzi o tragedii. Ale jeszcze nikt nie ma pojęcia co się wydarzy i jak to wszystko dalej się potoczy…
To, co mamy w tym tomiku – bo w Polsce nie mamy numeracji rozdziałów – to epizody od 96 do 106. No a skoro w połowie jest ten setny, to wiadomo, musiało być jubileuszowo, szczególnie i w ogóle. I tak jest, a to wszystko jeszcze zanim tomik osiągnie ten konkretny moment, a potem… No ale jesteśmy na takim etapie opowieści, że tu już nic nie ma za bardzo co zdradzać, wystarczy powiedzieć, że zaczyna się mocno, szybko i jeszcze tragicznie na dodatek. Takich emocji na twarzy Shinpeia jeszcze nie widzieliśmy, a przeżył przecież wiele, w tym całą masę własnych zgonów, więc… No sami wiecie, że oczekiwać trzeba sporo.
I te odżywania nie zostaną zawiedzione. Wręcz przeciwnie. Zabawa jest doskonała, tempo szybkie, nudy nie ma ani grama, a klimacik znakomity. Jak każda historia z szybkim tempem, tak i ta w dużej mierze oparta jest na zwrotach akcji i ciągłym zaskakiwaniu nas. I robi to skutecznie. Wiadomo, te wydarzenia musiały się tak potoczyć, wyjścia nie było, ale i tak nadal w punkt to jest trafione i robi robotę.
A jeszcze ten klimacik, ta czerń, ciemność, mrok i krew. A jak horror to i wiadomo, erotyka nie zaszkodzi – szczególnie w takim do lata nawiązującym. Więc jest – jest bohaterka z gigantycznym biustem, jest inna, biegająca w bikini i parę innych drobiazgów też się znajdzie. Ale nie czuć, by było to nachalne, wszystko leci jakoś tak naturalnie i bezproblemowa, przekonująco i czasem po prostu sympatycznie.
No i właśnie, sympatycznie czy uroczo też bywa. Magia mang, które nawet tak gdzie krew, pot, łzy i tragedia, potrafią zaserwować nam moment do uśmiechu, odprężenia czy nawet słodyczy. I tak bywa w tej serii. a świetne rysunki, proste, ale w punkt trafione, swoje robią. No więc wiadomo, uwielbiam, bo świetne, bo trafia w mój gust i klimaty, jakie lubię. I polecam, bo takie historie wszystkim miłośnikom mang i grozy polecać warto.
|
autor recenzji:
wkp
15.09.2023, 06:32 |