GODZINA DO ŚWITU
Więc tak – ten tomik to jedna wielka walka. Od początku do końca dzieje się tu na całego i w ogóle. Jest dynamicznie, jest dramatycznie, krwawo (przynajmniej tak krwawo, jak na to pozwala konwencja tej serii i to, co dotąd nam pokazywała) i w ogóle bez zdejmowania nogi z gazu. I powiem, że jeśli chodzi o akcję to rzecz pozostawia po sobie bardzo dobre wrażenie, wciąga, nie daje się oderwać od siebie nawet na chwilę i zapewnia wszystkie te wrażenia, na jakie mamy ochotę i jakich od „Kimetsu no Yaiba” oczekujemy.
Walka trwa. Muzan atakuje, nie odpuszcza, właściwie to jeszcze podkręca tempo i intensywność, a do świtu pozostała jeszcze godzina. Ci, z Filarów, którzy wciąż żyją, starają się go pokonać, ale wszystko wskazuje na to, że nie mają najmniejszych szans…
Intensywność walki, w której wszyscy dają z siebie sto procent, sięga zenitu! Informuje nas na okładce wydawca. No i wiecie, jak to z informacjami na okładce zazwyczaj jest – tak samo, jak ze zwiastunami filmów: mają po prostu zachęcić, żeby sięgnąć po całość i tyle. Niezależnie, jak by ona nie była. No ale w tym wypadku jest inaczej. Raz, że to już dwudziesty drugi tom serii, prawie finał już, więc takie zachęty potrzebne nie są, bo i tak każdy wie czy to seria dla niego i sięga dalej, albo już dawno odpuścił. A dwa, że naprawdę dokładnie to, co w tej zachęcie, znajdziecie także w tym tomie.
Czytając zebrane tu rozdziały, odnosi się wrażenie, że autorka jeszcze bardziej podkręciła akcję i jeszcze lepiej czuje się w niej, niż dotychczas. To właściwie taka kwintesencja walki w stylu „Miecza zabójcy demonów”, ale jeszcze mocniej, intensywniej, z jakimś lepszym nawet niż dotąd uchwyceniem tematu. I klimatu też, bo jakoś tak wyrazistszy stał się w tym tomie. Zresztą w ogóle wszystko tu jest bardziej wyraziste, bardziej precyzyjne, wyostrzone. No fajnie, fajnie, jakby autorka złapała kolejny wiatr w żagle i gnała przed siebie w dobrym stylu.
Graficzne też jest więcej tej precyzyjniej, a jednak w tym samym tonie. Więc jest lekkość, jest jakaś taka oldschoolowośc, jest klimat, ale i delikatność. Świetna dynamika, uzupełniona o bardzo fajnie uchwycone detale… No w oko wpada, ogląda się bardzo dobrze, a że przy tym tempie akcji na rysunkach spoczywa wielki ciężar, tym bardziej doceniam, jak dobrze dają radę.
Tradycyjnie więc powtórzę to, co zawsze: warto. Czasem seria miała wzloty, czasem drobne potknięcia, bo nie upadki przecież, ale zabawa cały czas jest udana. I chce się więcej.
|
autor recenzji:
wkp
04.10.2023, 06:17 |