STUDENCKIE ŻYCIE PEŁNE WRAŻEŃ
Dwunasty (z czternastu) tomów „Giant Days” już w naszych rękach. I niezmiennie bardzo dobrze jest, znakomicie wręcz. I coraz bardziej robi się żal, że ten finał to już właściwie tuż-tuż. No ale jeszcze dwa albumy będą, a mamy ten konkretny i świetnie wchodzi, świetnie się prezentuje i w ogóle więc nie ma co przejmować tylko cieszyć się i bawić, bo niezmiennie jest czym i seria wciąż trzyma poziom, którym uwiodła nas na początku.
Studenckie życie Esther, Susan i Daisy jest szalone i pełne wrażeń. Nie dość, że szkoła, że problemy, to jeszcze sprawy, w które się mieszają. Ot taka kradzież w sklepie z komiksami. Albo ślub brata McGrawa. A tu jeszcze Daisy chce zdawać kurs na prawo jazdy, a Ed stara się naprawić alkoholowy problem swojej dziewczyny!
Dzieje się w życiu dziewczyn (no i towarzyszących im chłopaków), oj dzieje. Ale widzicie to już po opisie. Zresztą kiedy się u nich nie działo? No i właśnie ta seria tym stała, stoi i stać będzie. Każdy zeszyt ma trochę takie sitcomowe zacięcie, gdzie w sumie mamy do czynienia z różnymi fabułami, które jednak łączą się w jedną całość za sprawą bohaterów, ale i rozwijanych sukcesywnie ich losów. No i to, co łączy je z takimi serialami, jak „Świat według Bundych” czy jego polski odpowiednik o Kiepskich, to to, że nie ogranicza się to wszystko do jednego gatunku. Komedia obyczajowa? Jest. Dramat? Thriller? Kryminał? Na przestrzeni serii mieliśmy wszystko, z szaloną, oniryczną fantastyką włącznie. I nadal seria unika schematów, a twórcy bawią się tym, co tylko wpadnie w ich ręce.
A efekt tej zabawy jest taki, że śmiejemy się, że czujemy napięcie, że nawet potrafimy się wzruszyć. I przez cały czas jesteśmy ciekawi, co będzie dalej. Co zaraz się zdarzy, co nas jeszcze zaskoczy, a zaskakuje dużo. A przede wszystkim po prostu cieszymy się. Cieszymy, bo zarazem potrafi to poprawić humor, jak i coś w nas ruszyć. W końcu to życie, odbite w krzywym zwierciadle komedii, ale życie. I to świetnie uchwycone, przesadnie, ale z całym tym jego inwentarzem, który częściej daje nam po tyłku, niż nas głaszcze. I właśnie dlatego tak to rusza.
A grafika? Ilustracje są proste, kolorowe, ale doskonale pasujące do treści. Dobre wydanie zaś doskonale wszystko to wieńczy. Standard, ale… No doceniam, lubię. No i naprawdę ta ekspresyjna szata graficzna, z lekko mangowymi naleciałościami ma w sobie coś, co do mnie trafia, przemawia i wpada mi w oko.
I okej, powtarzam się z tym wszystkim, ale co tu pisać innego, skoro za to „Giant Days” i zaludniające cykl dziewczyny (świetnie, krwiście zresztą skrojone) uwielbiam? Właśnie. Liczy się, że uwielbiam, że Wy też pewnie będziecie i że świetnie jest i chcę więcej. i że mogłoby być więcej komiksów w podobnym tonie – ktoś mógłby szarpnąć się i wydać w pełni „Strangers in Paradise”, może połasić się na „Scotta Pilgrima” itp. Non Stop, co Wy na to?
|
autor recenzji:
wkp
30.09.2023, 06:07 |