MAŁA SYRENKA
Nowa manga pojawiła się na polskim rynku. Można by powiedzieć, że nowa seria, ale to w sumie tylko trzy tomiki, więc raczej ciężko serią to nazywać. No ale jest i na tym się skupmy. Bo całkiem fajne to to. Niby taka kolejna wariacja na temat „Małej syrenki”, ale gdyby taką wariację zrobił Disney, zamiast tego, co trafiło jakiś czas temu do kin, byłoby o wiele lepiej. Bo niby prosta, acz całkiem sympatyczna to rzecz, mającą w swojej szacie graficznej dość oldscholoowej nuty, by naprawdę wpadło mi to w oko – bo ja taki sentymentalny dziaders jestem – a zarazem dość nowoczesności (w końcu opowieść w Japonii skończyła się z lutym tego roku), by współcześni odbiorcy byli zainteresowani.
Ziemia nazywana jest Błękitną Planetą, bo większość jej powierzchni – by być dokładnym, tak z 70 procent – pokrywa woda. A że woda to głęboka, szeroka i w ogóle, pod powierzchnią wiele może się kryć. I kryje – wielkie, podwodne góry, w których żyją i mieszkają syreny!
I tu docieramy do niejakiej Jo, jednej z nich, która już niedługo znajdzie się w nieciekawej sytuacji. Bo oto jej przyjaciółka Ryu zostaje aresztowana za złamanie prawa. Wszystko sprowadza się do tego, że w tym świecie kontakt z ludźmi jest niedozwolony, syreny muszą się ukrywać przed tymi z powierzchni, a tymczasem ona nie tylko zakochała się w człowieku, ale i z nim spotkała. Jo chce ją uratować, ale czy będzie gotowa na to, co trzeba będzie zrobić, żeby tego dokonać?
Akcja, komedia, dramat, fantasy, romans, seinen – tak to w skrócie gatunkowo się klasyfikuje. Co to w praktyce znaczy? Czy się spełnia? A no tak, dzieje się sporo, bywa zabawnie i dramatycznie, wiadomo romans być musi, bo jakżeby inaczej, a że syreny, podmorskie krainy i w ogóle, to i wiadomo, że to fantasy jest tu mocno akcentowane. Seinen? Też, bo niby lekko, niby z humorem i w ogóle, a jednak tak dla trochę starszego czytelnika. Acz też nie tak, że to jakaś rzecz dla stricte dorosłych, po prostu dla nieco starszych i tyle.
Przyglądając się temu dalej, trudno nie odnieść wrażenia, że to wariacja na temat „Małej syrenki”. A jednocześnie rzecz, która sprawia wrażenie takiego zachłyśnięcia się morskimi i podwodnym widokami, stworzeniami – tymi prawdziwymi też – i w ogóle takimi klimatami. No i fajnie, bo dzięki temu prosta przecież fabuła (prosta, ale przyjemna), zyskuje czegoś ponad, dając czytelnikowi naprawdę na czym zawiesić oko.
No i tak docieramy do tego, co dla mnie jest numerem jeden tej serii, czyli szaty graficznej. Dla mnie to, co najlepsze w mangach na tym poziomie to były czas lat 80. i 90., era jeszcze sprzed komputerowego wspomagania, z ręcznie robionym wszystkim, ze znakomitym użyciem rastrów… No i spor z tego tu mam. Najbardziej właśnie te rastry, no robią robotę, bo rzadko już ich tak się używa, a to buduje klimacik. Ale reszta tez jest świetna, znakomity realizm plus mangowa lekkość i umowność, dobra dynamika… No ładne to jest i tyle.
I ot tak całkiem fajne, jako całość. Więc śmiało możecie sięgać, jeśli takie bajkowe klimaty podane w stylu dla nieco starszych to Wasza bajka.
|
autor recenzji:
wkp
30.10.2023, 06:09 |