PRZYJACIELE I WROGOWIE
Poprzedni tomik pozamiatał. Wymiótł z planszy większość postaci, odsłonił przed nami karty, zaskoczył, zamieszał, namieszał… No fajnie było, ciekawie, co prawda parę elementów przewidziałem na kilka rozdziałów w przód, nadal jednak bardzo fajnie i ciekawie było, rzecz potrafiła zaserwować dobry zwrot akcji a teraz leci z tym dalej, znów się zmieniając, ale trzymając poziom i dostarczając tego, co tak dobrze sprawdzało się w dotychczasowych częściach, chociaż jednocześnie zmienia się nieco forma całej historii.
Na dwóch przyjaciół / wrogów, którzy przeszli do kolejnego etapu (nie będę Wam zdradzał o kogo chodzi na wpadek, gdybyście nie czytali poprzedniego tomu), stają teraz przed wyzwaniem w postaci… zabawy w chowanego. A tu jeszcze pojawiają się przeciwnicy i…
Lubimy gry, lubimy sami grać i obserwować jak grają inni, kiedy robią rzeczy, na które my sami byśmy się nie porwali. Więc i o grach lubimy czytać, to proste. Człowiek ma już w sobie coś takiego, jakąś hazardową żyłkę, która sprawia, że kręci go zarówno rywalizacja, jak i po prostu obserwowanie zmagań, które mogą doprowadzić do czegoś ciekawego czy spektakularnego. Ja tam za rywalizacją nie przepadam, ale lubię takie tematy. Lubię filmy, jak „Piła” czy „Gra”, choć oglądanie sportowych zmagań to już nie moja bajka. I lubię czytać takie serie, jak „Kakegurui” czy właśnie „Przyjacielskie”, bo fajnie wpasowują się w to, co lubię.
Bo tak, z jednej strony mamy ciekawe pomysły na rozgrywki. Fajnie przemyślane i zaplanowane, poprowadzone, sprawdzają się, jako rzeczy z konkretnymi regułami, które mają w sobie coś… No właśnie, jest tu coś niebezpiecznego, jakieś wyczuwalne zagrożenie. Czuje się, że to coś większego, jakby siła wyższa zarządzała tym, co dzieje się na „planszy”. I to też ciekawi, bo kto ma środki, żeby robić coś takiego i co właściwie z tego wszystkiego ma. Niby coś wiemy, niby ma to sens, ale chyba każdy jest ciekaw czegoś więcej i o co chodzi tak do końca. Bo to bardzo ważna część całej opowieści i ciekaw jestem co ostatecznie z tego wyniknie. Jakiejś konfrontacji z organizatorami też bym sobie zresztą życzył.
Graficznie to rzecz wyrazista, acz typowa. Prosta robota, gdzie nieskomplikowany, ale rozpoznawalny design postaci spotyka się z dobrze rozrysowanym tłem i detalami. Ładnie to wygląda, miewa naprawdę nastrojowe sceny, a nawet kiedy na kadrach w zasadzie niewiele się dzieje, rzecz potrafi zaserwować nam coś, co w oko wpada. Efekt finalny jest bardzo przyjemny i choć opowieści o graniu nie brakuje, nadal warto po „Rozgrywki” sięgnąć.
|
autor recenzji:
wkp
22.11.2023, 06:25 |