JAKA PIĘKNA PSYCHODELA!
Proszę sobie usiąść wygodnie w fotelu. Proszę do odtwarzacza włożyć płytkę Davida Bowie „Space Oditty”. A później proszę zanurzyć się w komiksie „Odyseja Lorda Bablah”. I proszę dać się ponieść w pełni psychodeliczno-filozoficznej lekturze proponowanej przez Thomasa Kasta.
Psychodela uderza już z okładki. Pojechane postacie, mocna kolorystyka. Tak wygląda cały komiks. Komiks pełen graficznych eksperymentów. Szalonych kolorów, niebanalnych rozwiązań graficznych. Plam, rastrów, zgeometryzowanych form i „rozjechanych” postaci. Szalonego naukowca, tytułowego Lorda Bablaha oraz jego pomocnika Herschela, który występuje pod postacią Zwierzotwora. Postaci, które są przyczynkiem do rozmyślań nad naszym światem.
Pod przykrywką podróży bohaterów autor bowiem przemyca filozoficzne rozprawki na temat kondycji naszego społeczeństwa. Poszczególne rozdziały komiksu traktują m.in. o wartości naszego czasu czy cenie jaką jesteśmy w stanie zapłacić, by być szczęśliwym. Ale dotykają też aspektów bardziej globalnych – jak postępu cywilizacyjnego i osób wykluczonych z tego procesu, polowań i przyzwyczajania dzieciaków do broni czy zanieczyszczeń planety i zmian klimatu. I pod tym względem komiks Kasta przypomina nieco podróż Małego Księcia z ksiązki Antoine’a de Saint Exupery’ego. W przypadku „Małego Księcia” każde spotkanie było inną historią dotykającą problemów. U Kasta każdy rozdział to inny wątek.
Komiks „Odyseja Lorda Bablah" to pozytywne zaskoczenie, jakie trafia się na naszym rynku tej jesieni. I fabularnie, i graficznie. Całość wywodzi się gdzieś ze wspomnianej psychodelii, której reprezentantami był Bowie, ale też The Doors - w komiksie pojawia sie przecież król-jaszczur będący jednym z elementów swoistej „mitologii” Jima Morrisona. Natomiast w tej filozoficznej rozprawce czuć lewicowego ducha niezgody na zmiany jakie dotykają naszej planety. I zmiany, na które jesteśmy narażani czując presję ze strony większości. Tego całego (niby) szczęśliwego i (niby) spełnionego, wiecznie uśmiechniętego społeczeństwa.
Na kilka słów zasługuje jeszcze sama forma wydania. Bynajmniej, nie idzie o twardą okładkę. W komiksie nie brakuje dopisków gdzieś na marginesach, „pieczątek" ostrzegających przed faktem, że to „genetycznie ulepszony egzemplarz” czy też przed „wywrotową filozofią” .
Rzecz znakomita i dla podstarzałych hippisów, i dla alternatywnej młodzieży walczącej z systemem. I dla miłośników „Małego księcia”. I The Doors. I Davida Bowie.
Czekający na ciąg dalszy Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
21.10.2023, 00:13 |