ONE LAST KISS
Nie lubię piosenki „One Last Kiss” Hikaru Utady, w ogóle to nie moja bajka gatunkowo, ale niestety znam. Nie dało się inaczej, jak się jest fanem „Evnageliona” i tyle razy oglądało zarówno zapowiedzi, jeszcze zanim nastała ta wiecznie przesuwana premiera, jak i w końcu gotowy film. No i jakoś tak wracał do mnie ten kawałek, kiedy czytałem niniejszy tomik „ParaKiss”. Bo wiadomo, finał już, aż żal, bo chciałoby się więcej i bo chętnie poczytałbym inne serie autorki po polsku – „Tenshi Nanka Ja Nai”, „Gokinjo Monogatari” czy „Kagen no Tsuki” nadawałyby się do tego bardzo dobrze.
Po ostatnich wydarzeniach trochę się w życiu bohaterów pozmieniało. Oczywiście Yukari nie zamierza odpuścić, nadal marzy o karierze w modelingu, ale, jak wiadomo, lekko, łatwo ani przyjemnie nie będzie.
A tymczasem George musi zmierzyć się z tym, co dalej po pokazie. Czy zwątpi w siebie? czy odnajdzie w sobie nowe pokłady sił? I co z całą grupą?
Aż żal żegnać się z tymi bohaterami i tą serią. Powrót do „ParaKiss” po latach okazał się dla mnie o wiele bardziej udany, niż pierwszy kontakt z tą serią, choć już wtedy dobrze się bawiłem i wiadomo, chciałoby się więcej. No a tu nie ma. I z jednej strony szkoda, bo świetne było, z drugiej cieszę się, że może krótko, ale jednak tak dobrze i z zachowaniem poziomu od pierwszej do ostatniej strony. No i nie mogę nie docenić faktu, że chociaż to zupełnie nie moja tematyka, wszystko tak mi podeszło, że żal mi końca.
No ale co tu się dziwić, skoro autorka podeszła do tego w tak dobry sposób? Bo może to historia o modzie, ale przede wszystkim dojrzała komedia o miłości i związkach. Nikt tu nie unika tematu seksu czy tym podobnych spraw, do tego Yazawa poszła w fajną metafikcję, w której bohaterowie doskonale zdają siebie sprawę, że są postaciami z mangi i jakimi prawidłami rządzi się gatunek, w którym „żyją”. Wynika z tego wiele komicznych sytuacji, ale i pozwala autorce pomijać to, co dla niej zbędne, bez zbędnego kombinowania, a co za tym idzie skupia się na tym, co najbardziej ją interesuje i ciekawi.
Jeszcze warto tu nadmienić taki detal, jak same streszczenia tego, co działy się w poprzednich tomikach. Te są bowiem tak absurdalne i mają tak niewiele wspólnego z tym, co miało miejsce w rzeczywistości, że rozbrajają. Kto pomijał, niech lepiej przeczyta i się przekona, świetne są. Graficznie też jest zresztą znakomicie, lekko, prosto, ale z detalem, bez unikania czerni, choć z prostotą i często bardziej symbolicznym niż dosłownym podejściem.
No i jeszcze bardzo ładne wydanie, nawet mamy tu stronę wydrukowaną na swojego rodzaju kalce, która pozwala nam nałożyć na manekina gotową suknię na tej przejrzystej kartce nadrukowaną. I to w zasadzie było. Kolejna seria dobiegła końca, ale fajnie, że skończyła się tak dobrze. No i warto było to przeczytać.
|
autor recenzji:
wkp
05.12.2023, 06:21 |