NOWE KOTY, STARE ŚMIECI
Kocio się jakoś tak zrobiło. Bo siedzę sobie, stukam w klawisze pisząc o najnowszym tomiku kociej mangi a mój własny kitku leży i przyciska mi się do nóg – ciepła szuka czy coś w ten deseń – i jakoś tak sobie leci. No ale nie o mnie miało być a o nowym tomiku, więc… No jak zawsze, ujmująco, uroczo, zabawnie, kocio-ludzko, z emocjami i z lekkością. No fajnie jest, bo nawet jeśli czasem przesłodzone to i przekombinowane, to jednak w taki sposób, że nie da się nie ulec urokowi całości.
Kanda powraca na stare śmieci, by spotkać się z teściem. Oczywiście bierze Fukumaru ze sobą. Wyprawa staje się jednak okazją do powspominania przeszłości, pokazania, jak poznał swoją ukochaną i… No i przygotujcie się na więćj kotów!
Podziwiam to, jak Umi Sakurai bierze na warsztat to, co w rękach innych stałoby się kiczowate czy tandetne i zmienia w emocjonującą, świetną opowieść, którą pochłania się z wielką przyjemnością. Ja wiem, że czasem trochę przesładza i przegina, ale taki już urok podobnych historii, a liczy się to, że jednak kiedy trzeba, umie zabrać na naszych emocjach i trącić tę czy inną strunę, zadziałać, jak należy… I sprawdza się to za każdym razem.
No i seria – i ten tomik – gra różne melodie na tych strunach. Jest tu humor, jest smutek, są wzruszenia, ale mamy też dużo codziennego życia, ciekawe wątki obyczajowe (poruszające retrospekcje o żonie i rodzinie – jej i bohatera), a także mnóstwo słodyczy i po prostu wyśmienitego wykonania tego wszystkiego. Wątki i elementy są wyważone, ich poprowadzenie nie pozostawia nic do życzenia, a i balans między tekstem a rysunkiem jest tutaj dobrze zachowany. A dla kociarzy jest ciekawe oddanie tego, co znają ze swojego życia.
No i jeszcze ta ujmująca szata graficzna. Kreska jest prosta, nie mamy tu nadmiaru detali czy bogatych teł, czerni też jest niewiele, ale wszystko doskonale pasuje do treści. I ma swój urok (rysunki robali są jakby żywcem wzięte z „Murcielago” i mają w sobie coś ujmującego) i powagę zarazem. Fajne jest to, jak balansuje sobie ta manga od brzydoty, do piękna, od smutku, do wesołości, od straty, do nadziei. I z jakim wdziękiem robi to wszystko, z jaką gracją i w ogóle.
Więc niezmiennie polecam. To taka rzecz dla nieco starszych czytelników, którzy swoje już przeżyli. Nie, że są tu rzeczy dla dorosłych, po prostu sama opowieść jest dojrzalsza, choć miewa momenty iście dziecięcych wybuchów emocji. Ot, jak w życiu.
|
autor recenzji:
wkp
08.12.2023, 06:18 |