Z TESLĄ
Po sześciu latach od rozpoczęcia wydawania serii dostajemy finałowy rozdział komiksu „Trzy duchy Tesli”. Jak wypada zakończenie?
Autorzy od początku bawili się stereotypami i żonglowali motywami związanymi z unoszącym sie nad historią duchem geniusza jakim był Nikola Tesla. W „Sztokawskiej tajemnicy” zaprosili nas do Nowego Jorku lat 40. XX wieku, gdzie doszło do „elektrycznej” walki Tesli i Thomasa Edisona. Ale i do objawienia się Travisa – młodego chłopaczka, który w nowym świecie próbuje wraz z matką znaleźć lepsze miejsce do życia. Chłopaczka, który też marzy o wynalazkach.
W „Spisku prawdziwych ludzi” mamy już drugą wojnę światową i coraz to nowsze machinerie produkowane, by wspierać walczące armie. Wreszcie tom trzeci – „Spadkobiercy promienia” – to ciag dalszy travisowych perypetii, który wśród geniuszów próbuje zatrzymać walkę między Stanami Zjednoczonymi a Japończykami.
I graficznie wszystko tu gra. Zresztą grało od samego początku. Guilhem wykonała kawał pięknej roboty, odwzorowującej klimat Nowego Jorku, a jednocześnie też pokazującej te wszelkie machinerie i bronie, których nie powstydziłby się autor Wojny Światów – H.G. Welles.
Z kolei Richard Marazano w pewnym momencie po prostu urywa opowieść, dopisując zakończenie w formie informacji o tym, co działo się później. Trochę na zasadzie „żyli długo i szczęśliwie”. Jakby chciał już szybciej opuścić świat Tesli, Edisona i Travisa.
Mimo tego „Trzy duchy Tesli” to niezła, postmodernistyczna układanka poświęcona ważnym postaciom i wydarzeniom z historii XX wieku. W ostatecznym rozrachunku bez rewelacji fabularnych (bo rysunkowo to wysoki poziom), ale i bez zgrzytania zębami.
autor recenzji:
Mamoń
16.02.2024, 14:38 |