ATAK!
Premiera piętnastego tomiku „Tokyo Revengers” mniej więcej zbiega się z wydaniem dodatku do tej serii w postaci „Tokyo Revengers: So Young + Stay Gold”. No i fakt ten pokazuje, że cykl chyba dobrze się przyjął, skoro się go wzbogaca. I na razie nie wiem, jak ten dodatek wypada (acz liczę w niedalekiej przyszłości się z nim zapoznać), ale wiem, że „TR” trzyma poziom i że nadal bardzo fajnie się to czyta. Więc czytam, wracam i za każdym razem przyjemnie jest. A i ochota na więcej, tym bardziej, że zawsze liczę na powrót solidniejszej dawki romantycznych uniesień, dla mnie najlepszej rzeczy, jaką cykl miał do zaoferowania od początku (i jaka najmocniej mnie do niego przekonała).
Kolejny powrót do przeszłości. I kolejna próba zmiany przyszłości poprzez stanie się przywódcą Toman! Z tym, że dochodzi do ataku konkurencyjnego gangu i…
Wiadomo, że najbardziej w „Tokyo Revengers” liczyłem na wątek romantyczny, który na początku mocniej był eksplorowany, a który z czasem nieco zniknął, by wracać momentami i dolewać oliwy do ognia tej serii. No i zawsze fajnie mi się to czyta, za każdym razem coś we mnie rusza, bo ja taki romantyk choroba jestem. Ale nie znaczy to, że pozostałe elementy, czyli zwłaszcza jednak ten główny z punktu widzenia samej akcji nośnik opowieści, jakim są próby odmienienia przyszłości, wątek, zawodzą. Bynajmniej.
Jako akcyjniak, „Tokyo Revengers” jest dobre i to bardzo. Ja co prawda fanem sensacji nie jestem, ale obejrzeć sobie czasem takie kino libię, ot dla wyłączenia myślenia i popatrzenia sobie na jakąś widowiskową rozwałkę / pościgi czy coś. No tu, chociaż cykl z założenia jest fantastyką o podróżach w czasie, wszystko trzyma się bliżej ziemi, więc zamiast serować nam momenty w stylu kina akcji, bardziej realistycznie podchodzi do wydarzeń. Nie ma więc epickich jazd na maksa, mamy natomiast skupienie się na bohaterach i próby wykrzesania emocji z czytelników, którzy mają czas poznać się z postaciami, zżyć i polubić / znielubić je. No i to jest rozwijane w tym tomie, choć te wątki związane z miłością też są, a sama fabuła coraz bardziej sie zagęszcza, aż… No to już przeczytacie sami.
A co do rysunków… Może manga nie idzie w epickość, ale to nie znaczy, że nie mamy na co popatrzeć. Rysunki – jak kiedyś już pisałem i zdanie to podtrzymuję – mają w sobie zarówno mangową prostotę, jak i również mangową dbałość o detale i są po prostu świetnie, z charakterem wykonane i z pewną oldschoolowy nutą. A całość to po prostu dobra, emocjonalna rozrywka. I tyle w temacie.
|
autor recenzji:
wkp
29.01.2024, 06:22 |