AHOJ! PRZYGODO!
Rozumiem postmodernistyczną zabawę, jaką proponują nam autorzy serii „Przygody Stacha i Janka”. Ale jednocześnie zastanawiam się, czy gra warta jest świeczki?
„Przygody Stacha i Janka” to propozycja przygotowana przez duet Marcin Bałczewski (scenariusz) i Grzegorz Weigt (rysunki), których w drugim albumie wsparł Mateusz Kurczoba (kolor). Przy okazji wydania pierwszego albumu serii zatytułowanego „Skarb Amazonki” KLIK pisałem o inspiracjach Corto Maltese czy Tintinem.
W albumie drugim – to „Krwawy lotos” – autorzy otwarcie mówią, że swoich bohaterów wysyłają do Chin – państwa, które onegdaj odwiedził i bohater Hugona Pratta, i Herge. Jednocześnie dbają o nasz, polski akcent. I oto na pokładzie statku „Roch-78” pojawia się doktor Pai-Hi-Wo. Ten sam, którego znamy z pisanych przez Jana Brzechwę perypetii pana Kleksa.
A jeśli Chiny, to nie może zabraknąć całego kolorytu lokalnego. Kolorów, zapachów. smaków, roślin ale też kaligrafii czy zwierzęcych patronów roku. W końcu przemian. Tak, jak Corto czy Tintin wplątywali się w zamieszania związane z realiami, tak sam dzieje się w przypadku Stacha i Janka. Na kartach komiksu widzimy, jak do władzy w Państwie Środka dochodzi Mao Zedong, proklamując Chińską Republikę Ludową.
Po co w ogóle nasi bohaterowie trafiają do Azji? Po przygodę! Bo to przede wszystkim komiks przygodowy. Pewnym tropem jest tytuł komiksu. „Krwawy lotos”. To z jednej strony tajemnica z jaką pojawia sie doktor Pai-Hi-Wo, z drugiej kolejne nawiązanie do Tintina i odcinka „Błękitny lotos” osadzonego w... Chinach właśnie.
Na wstępie postawiłem pytanie: Czy gra jest warta świeczki? Odpowiem w taki sposób. Pomysł na serię Bałczewski ma. Umiejętnie żongluje przygodowymi schematami, nawiązaniami i wplata w nie rodzime wątki. Również Weigt (choć wolałem jego czarno-białe, fanzinowe dokonania sprzed lat) odnajduje się w tej szufladce. I choć panowie nie proponują niczego odkrywczego, ładnie zapełniają lukę w polskim komiksowie zwaną „komiks środka”. Czyli komiks taki, który nie eksperymentuje, nie siedzi w undergroundzie ani nie „zajeżdża" czytelnika problemami egzystencjonalnymi.
Dlatego skoro są odbiorcy na serię, niech autorzy sobie przy niej dłubią. A że dłubią, niech świadczy zapowiedź, że z następnym odcinku wylądujemy w Mongolii.
autor recenzji:
Mamoń
20.12.2023, 23:53 |