TOKYO COLOR
Tokyo calling
Machi wa kyou mo boring
Akusen kutou itsumo togirenai sorry
Tokyo calling
Hitobito wa talking
Kibou no mirai doko e nukedasenai mori
- Atarashii Gakko!
Jeśli zgadzacie się z prawem inżyniera Mamonia, które mówi, że najbardziej lubimy to, co już znamy, to w przypadku tego tomu będziecie zachwyceni. Czym? „Tokyo Revengers: So Young”, pierwszy tom dwutomowej publikacji „So Young / Stay Gold” to nic innego, jak zbiór znanych już rozdziałów mangi, które teraz dostajemy w wersji w pełni kolorowej. Więc tak, wszystko co tu mamy, to są pokolorowane wersje historii znanych z głównej serii (z tomów 2-14, by być dokładnym), nic ponad to. Nowy materiał znajdzie się w części drugiej. Ale powiem, że jeszcze jeden powrót do tych opowieści i zobaczenie tego wszystkiego w bardzo nastrojowym kolorze (szczególnie sceny nocne to perełka) dostarcza dużej dozy przyjemności. Choć wiadomo, nie jest to nic, co fani serii koniecznie muszą poznać.
Jeśli chodzi o treść, wiadomo, mamy różne epizody z życia bohaterów. To, co wchodzi w skład niniejszego tomu to rozdziały „Zero” (tom 2”), 43 (tom 6), 63, 67 (oba z tomu 8) i 122-123 (tom 14). Czyli? Wiadomo, są to fragmenty dłuższych fabuł, ale jednocześnie dobrane zostały tak, by każda z nich była dość zamkniętą całością. I przede wszystkim dobrze prezentowała bohaterów i ich świat.
Kiedyś, gdzieś, lata temu czytałem recenzję „Ghost in the Shell 2: Manmachine interface”, w której autor (nie pamiętam kto, sorki) zastanawiał się, czy manga, która w większości jest kolorowa to jeszcze manga czy już artbook z fabułą. Pytanie w zasadzie bzdurne, bo jednak artbook z fabułą to już nie artbook, a manga, ale w sumie coś w tym jest, że mangi nam się kojarzą z czarnobiałymi komiksami. Zresztą często nawet rozdziały, które w magazynach wychodziły w kolorze (bo już tak bywa, że jakąś rocznicę czy okrągłą liczbę rozdziałów albo przy okazji premiery anime tudzież głosowań dany tytuł dostaje kilka barwnych stron) zebrane w tomikach najczęściej są już w odcieniach szarości, ale nie jest też tak, że mang stricte kolorowych nie ma. Choćby taki (debiutujący cyfrowo) „ReLIFE” był w całości barwny. A teraz mamy jeszcze ten tomik i…
No i fajnie jest. Powiem, że w kolorze to może nie zupełnie inna jakość, ale klimat już tak. Znacie to wszystko, ale te kolory – wspominałem nocne sceny, ale sekwencje z zachodami słońca i parę innych rzeczy naprawdę robi robotę i zostaje z czytelnikiem na dłużej – sprawiają, że inaczej się to wszystko odczuwa. I na nowo, z nieco innej perspektywy przeżywa, bo wiemy, co było przed i co będzie po, ale i mamy już pewną nutkę sentymentu do tego, co tu jest. I w tym tkwi też część uroku tego wszystkiego.
Ale i tak najbardziej czekam na tom drugi – „Stay Gold” (ach, gdyby tak wydać oba jako jednotomówkę, to byłoby coś, ale w sumie dzięki rozbiciu na dwa tomy ci, którzy nie chcą kupować jeszcze raz tego samego w innej wersji mogą sięgnąć jedynie po drugą część). Bo będzie nowe, a nadal w klimatycznym kolorze (do którego świetnie pasuje papier offsetowy, z jakim mamy tu do czynienia). A to już za niecały miesiąc, a na razie fajnie było wrócić do przeszłości serii w takim wydaniu.
|
autor recenzji:
wkp
09.02.2024, 06:14 |