STONE’D DO WIECZNOŚCI
„Dr. Stone” tom 26. Wielki finał znaczy. Długo była z nami ta manga, od połowy gdzieś twórcy zaczęli przeginać, ale nadal bardzo fajnie się to czytało, kiedy przymrużyło się oko czy oba nawet. A teraz, w tych końcowych rozdziałach, a już na ostatnich stronach to w ogóle, mogli popuścić wodze fantazji, zaszaleć i… Sami zobaczycie (nie, żeby było niespodziewanie), ale jest fajnie, widowiskowo, shounenowo i czego chcieć więcej, jeśli jesteście fanami serii?
W końcu Senko dociera na Księżyc. Jednak lądowanie, jak się można pomyśleć, nie obejdzie się bez pewnych przeszkód. Pora na wielki finał, odkrycie ostatnich sekretów i przegotowanie się na… Właśnie, na co?
Oto finał opowiedzianej z ogromnym rozmachem naukowej przygody! – pisze wydawca no i wszystko się to zgadza. Z tym rozmachem to miałem nawet tak, że czasem żartobliwie przypominał mi się cytat „Mają rozmach s…”, znacie resztę (a jeśli nie, obejrzyjcie polską klasykę, wygooglujecie sobie którą, bo wstyd nie znać). Ale serio, ta seria ma coś epickiego, przesadzonego, przegiętego, bo lot w kosmos przy braku możliwości technicznych (no jednak to, co bohaterowie osiągnęli z logicznego punktu widzenia nie pokrywa potrzeb takiego wyzwania) i jeszcze to, co konstruują na sam koniec to już w ogóle, ale jednak widowiskowo się dzieje i na wielką skalę.
No i ten finał taki jest. Tu już wszystko leci, pędzi, gna, nie ogląda się na siebie i na nic nie czeka. Ma być na co popatrzeć, ma być czego być ciekawym i pokazać możliwości autorów – ich wyobraźnię, ale i talent szczególnie, jeśli chodzi o rysunki. Fabuła jeszcze mocniej odkrywa się od ziemi, bo wiadomo, od początku był tu ten element fantastyczny, którego stricte naukowo nie mogło dać się wyjaśnić – a przynajmniej przy naszym stopniu zaawansowania (a może jednak? i to była jedna z sił nośnych) – ale teraz już twórcy nie muszą się hamować i mogą odrzucić masę z naukowych podstaw, by dać poszaleć wyobraźni.
I takim popisem się to kończy. Z furtką otwartą i wyraźną sugestią, co mogłoby być dalej. Nauka poprzez zabawę, jaką cykl oferował na początku, zostaje tu już zamieniona na czystą, bezkompromisową rozrywkę i… No to w końcu shounen, tak być powinno, tak zawsze jest, więc nikt nie będzie zawiedziony. A czy finał satysfakcjonuje? To zależy czego od niego oczekujecie, ale chyba każdy po tej serii ma podobne oczekiwania, więc te zostają spełnione, bo do samego końca „Dr. Stone” trzyma poziom ostatnich kilkunastu tomów.
I to w zasadzie byłoby tyle. Finał. Koniec. Dwadzieścia sześć tomów za mną, nie żałuję czasu spędzonego z serią, bo może i przeginali autorzy, ale mieli też kilka naprawdę świetnych momentów, które zapamiętam na dłużej.
|
autor recenzji:
wkp
21.02.2024, 06:00 |