SIEDMIU WSPANIAŁYCH
Westernowo leci sobie ten tomik, oj westernowo. O tym, co western i Sherlock Holmes mają wspólnego pisałem już przy okazji poprzedniego tomiku, więc nie będę się powtarzał, ale jak ja za opowieściami o Dzikim Zachodzie, łagodnie mówiąc, nie przepadam, tak to mi naprawdę podeszło i weszło bardzo przyjemnie. Takie to trochę „Siedmioma wspaniałymi” wszystko stojące, ale to w sumie kolejny pomost miedzy tym, co amerykańskie, czyli klasycznym westernem, który nawet lubię, a tym, co japońskie, czyli „Siedmioma samurajami”, z których „Wspaniali” czerpali pełnymi garściami. Więc wszystko to pożenione z wiktoriańską opowieścią, która o Dzikim Zachodzie sama dobrze pamiętała, daje nam bardzo fajny, mangowy miks – szczególnie dla tych, którzy znają, lubią i wychwycą to wszystko, co wychwycić mają.
McGinty i jego ludzie atakują miasteczko. Sherlock i Billy, którzy przysięgli bronić mieszkańców mieściny, wraz z pomocą samych poszkodowanych, starają się odeprzeć atak przeważających sił wroga. Ale sytuacja, mimo dobrze pomyślanych pułapek, jest ciężka. Czy William będzie w stanie przyjść im z pomocą?
Westernowo dzieje się w tej serii, oj westernowo. Znaczy w ostatnich tomach, bo wiadomo, wcześniej to przede wszystkim wiktoriańskie wszystko to było. Jeszcze poprzednie tomiki to było takie wprowadzenie, skupienie się na postaciach i wątkach, trochę Dzikiego Zachodu, trochę tego co dobrze znamy, a teraz to już na pełnej petardzie idzie w ten western. Poprzednia część skończyła się jak na naszych bohaterów idą wielokrotnie wyższe, niż się spodziewali siły wroga, teraz czeka nas walka w obronie wsi. I ten schemat znamy już z westernów, znamy z tych „Siedmiu wspaniałych”, których tu po prostu trzeba było użyć, przez związki z japońskim kinem, japońską popkulturą i kulturą. No i fajnie został tu wykorzystany.
Oczywiście wciąż to takie mangowe jest, takie typowe dla chińskich bajek jak to mówią, z wygładzeniem i upiększeniem postaci, z wyraźną kreską postawioną między tym co dobre, a co złe – przynajmniej w przypadku tej opowieci, bo przecież wcześniej wszystko balansowało na granicy moralnej szarości – i iście shounenową akcją, gdzie wszystko może i przebiega według utartego wzorca, ale za to jak bardzo przyjemnie się to czyta. Akcja pędzi, wydarzenia wciągają, na nudę nie ma tu miejsca, a wszystko fajnie się toczy.
I fajnie jest rysowane. Może czasem przerysowane w mangowej estetyce – czyli właśnie to upiększenie, wysmuklenie, ułagodzenie charadesign względem tego, jak powinno się je historycznie czy nawet w odniesieniu do literackiego pierwowzoru – ukazać, ale fajnie to wygląda. Ma klimat, ma dynamikę i ogólnie sympatyczne jest, mimo pewnej sterylności kreski. Co dobrze koresponduje z fabułą. A wszystko to razem wzięte daje naprawdę dobrą sherlockową wariację i po prostu kawał dobrej mangi.
|
autor recenzji:
wkp
28.03.2024, 06:03 |