AMERICAN SHIT
Trzynaście kolejnych zeszytów złożyło sie na drugi, zbiorczy tom serii „Shade. Człowiek Przemiany”. Peter Milligan kontynuuje w nich swoją pokręconą opowieść o szaleństwie, ale jednocześnie też Ameryce.
Dla przypomnienia. „Shade” to jeden z tych komiksów, które zrewolucjonizowały myślenie o amerykańszczyźnie. Ukazał się pod szyldem Vertigo, pod którym DC wydawało poważniejsze tytuły, niż tradycyjna superbohaterszczyzna. To w Vertigo wypuszczane były takie serie jak „Sandman”, „Kaznodzieja” ,”Baśnie” czy „100 naboi”. No i „Shade”.
Fabułę komiksu stworzył pochodzący z Wysp Brytyjskich Peter Milligan (znany już na naszym rynku z takich komiksów jak „Skin”, „Mistrzowie komiksu. Szoki przyszłości” czy „Twarz”). Graficznie – jak to w Stanach Zjednoczonych – mamy wspólną pracę kilku rysowników. W gronie autorów odpowiedzialnych za tę serię znaleźli się Chris Bachalo („X-Men”, „Śmierć”), Brian Talbot („Sędzia Dreed”, „Slaine” czy „Sandman”), Mark Pennington i Rick Bryant.
Shade, który zstępuje na Ziemię, to istota z planety Meta. To podróżnik między Ameryką a krainą zwaną Szaleństwem. I Ameryka została w komiksie przez Milligana bardzo dobrze zarysowana. Podobnie jak i Szaleństwo. Jeśli Ameryka, to wiadomo że najprzyjemniejsi do pokazywania są ci wszelcy popaprańcy. Ci odszczepieńcy pokroju kolesia, który uważa się za wcielenie Elvisa Presley’a. Czy też kolesia, który poszukuje nowego Mesjasza tylko po to, by… go zabić i przejść do historii.
Jeśli Ameryka, to muszą pojawić się westernowe pojedynki, podłe mieściny a także zakamarki, do których lepiej sie nie zapuszczać i upadłe towarzysto, które zjawia się nie wiadomo kiedy… W komiksie „Shade” mamy Amerykę bez znieczulenia.
I bez znieczulenia mamy też podane szaleństwo. Zarówno to, które dzieje się w Stanach. Ale też to szaleństwo, które siedzi w głowach bohaterów serii. I nie chodzi tylko o głównego bohatera, ale też jego ziomalkę (status ich związku należałoby określić jako „to skomplikowane”) Kathy czy pojawiające się na komiksowych planszach postacie.
W serii „Shade” pod przykrywką science fiction dostajemy rozprawkę na temat stanu Ameryki i Amerykanów. Na temat ich stanu świadomości, mentalności. Na temat ich postrzegania świata. Mamy też drwinę z popkultury i amerykańskiej codzienności, która – zamiast być American Dream – jest American Shit.
I na tym polegało Vertigo. By połączyć realia z pomysłami scenarzystów. Milligan wywiązał się z tego zadania doskonale.
autor recenzji:
Mamoń
23.05.2024, 23:24 |