POWRÓT Z KRAINY QA
Współczesny Thorgal bez zamulania? Okazuje się, że jest to możliwe. Bynajmniej. Nie w serii głównej, która dryfuje niczym drakkar po lodo(do)wych* morzach. W projekcie „Thorgal. Saga” natomiast okazuje się to być możliwe.
Po bardzo dobrym tomie „Żegnaj, Aaricio” KLIK dostajemy drugą odsłonę projektu. „Wendigo” to album osadzony po trzynastym tomie serii głównej, a wiec po epopei związanej z wyprawą do krainy Qa. O ile bowiem Jean van Hamme opisał (a Grzegorz Rosiński zilustrował) jak wyglądały przygotowania do wymuszonych odwiedzin Ameryki Środkowej oraz jak wyglądała sama wyprawa i cóż na niej się działo, tak powrót panowie zamknęli na zasadzie hasła „a potem żyli długo i szczęśliwie”. Wrócili. I tyle… Po co drążyć?
Drążyć zaczął Fred Duval, scenarzysta albumu „Wendigo”. I tytuł ten coś zdradza. Wendigo kojarzy się jednoznacznie z Ameryką Północną. Tu też trafiają Thorgal, Aaricia oraz Jolan. I tu nasze Dziecko z Gwiazd ma pomóc w sporze między Wodnymi Ludźmi a Drzewnymi Ludźmi. Ceną zaś staje się życie Aaricii (i – jak się okazuje - Louve, która „zadomowiła” się w międzyczasie w jej brzuchu). Ocalić ją może jedynie Drzewo Życia, do którego nasz Thorgal wyrusza wraz z niejakim Piorunem z Wodnych Ludzi – synem Aataenstic, bogini niebios i ziemi. Nie zdradzę nic pisząc, że na drodze staną im Drzewni… Dodać trzeba za to, że prócz Wendigo na kartach komiksu objawia się również wąż Jörmungand będący sprawcą całego zamieszania (czytaj – fabuły albumu „Wendigo”).
W fabule pojawiają się także wątki wikińskie. Po pierwsze, w trakcie wędrówki do Drzewa Życia zahaczamy o osadę założoną przez Wikingów właśnie (wszak Amerykę odwiedzili przed Kolumbem). To w niej spotkamy matkę Pioruna – Birkę. Po drugie, stara przepowiednia głosi, że wybawieniem Wodnych będzie… przybysz z mórz odległych i lodowych jak te, które oblewają Amerykę Północną. I ów przybysz z dawnych rysunków jakoś dziwnie podobny jest do Thorgala…
Autorzy albumów wydawanych w ramach „Thorgal. Sagi” mają tę przewagę nad autorami cyklu zasadniczego, że mogą wyjść ponad klasyczny, frankofoński album. „Wendigo” to aż około 120 (!) plansz. Plansz, na których Corentin Rouge może pozwolić sobie na rysunkowe rozciąganie fabuły. Wyszło to na plus dla historii, która stanowi bardzo dobre dopełnienie zasadniczej serii.
Czyta się to chętnie, nie dowierzając, że pod szyldem „Thorgal” może wyjść jeszcze coś znacznie lepszego niż tylko komiks przeciętny. Słowem – więcej „Sagi” proszę.
* kto wie – ten wie. Kto nie wie – niech wygugla
autor recenzji:
Mamoń
02.06.2024, 23:40 |