POKOCHAĆ… GARGAMELA?
Jest już „Smerfy i zakochany czarownik” i tak licząc tylko główną serię, zostały nam już tylko cztery tomy „Smerfów” do wydania. Czyli w końcu, niedługo, acz wiadomo, dalsze części będą wychodziły pewnie tak czy inaczej, doczekamy się kompletu komiksów o małych niebieskich skrzatach w polskim wydaniu. Fajnie, bo to wciąż świetna rzecz, chociaż najlepsze za nami, bo już mamy komplet dzieł Peyo. No i warto sięgnąć po ten kolejny tomik, niby nic tu oryginalnego, bo w sumie takie tematy jak zakochanie były tu już nie raz, a poza tym Gargamel już bywał zakochany, co widzieliśmy jeszcze w latach 80. w serialu animowanym (tak z pamięci kojarzę teraz dwa epizody, jeden z trzeciego sezonu, czyli „Walentynkowe szaleństwa” i drugi „Ukochana Gargamela” z sezonu siódmego, ale mam wrażenie, że było coś więcej – nowych rzeczy nie liczę, bo nie oglądam, choć kojarzę, że też się taki wątek pojawiał). Więc trochę wtórnie jest, ale z drugiej strony fajnie, że wątek, który za dzieciaka z serialu pamiętam w ten czy inny sposób, bo przecież to nie jest taka sama historia, ożywa na stronach komiksów.
Gargamel. Znacie go. Największy wróg Smerfów, ich nemezis, wiecznie polujące na małe niebiskie skrzaty. Nigdy mu się to nie udaje, ale i nigdy się też nie poddaje. A to już meczy każdego. Więc nasze stworki zastanawiają się, czy nie dałoby się coś poradzić, może zmienić, zrobić. I… no właśnie, a co gdyby tak Gargamel się zakochał? Czy miłość by go odmieniła? Być może, ale jak znaleźć kogoś, kto byłby w stanie pokochać kogoś takiego, jak on…
No i w sumie wszystko, co najważniejsze odnośnie tego albumu, wspominałem już na początku. Czyli, że to już było, że to znamy, ale wiadomo, znamy i lubimy. Niby powtórka z rozrywki, ale w niezłym stylu. Tu zawsze jakoś fajnie to gra, różnej jakości są te tomy kontynuatorów, temu zaprzeczyć się nie da, ale nigdy nie schodzą poniżej pewnego poziomu, więc zawsze dobrze jest, a przynajmniej nieźle i nigdy zawodu nie ma.
Bo, jak zawsze, jest tu dużo przygód, dużo humoru i dużo przeuroczych, klasycznych ilustracji no po prostu następcy Peyo w udanym stylu kontynuują tradycję smerfnych opowieści. Jest tu przesłanie, jest lekkość, jest prostota, ale magia też jest. Do tego rysowane to tak, jakby powstało te xx lat temu i wpada w oko, bo taka klasyka zawsze świetna i przyjemnie się ją ogląda. Tu nic nie wymagało zmian, co widać w zestawieniu z „Wioską dziewczyn”, którą unowocześniono i nie ma już w sobie tego czegoś – właściwie na żądnym polu.
Poza tym wraz z walorami rozrywkowymi i artystycznymi, komiksy o Smerfach spełniają się także na polu dydaktycznym. No i to w zasadzie tyle, co w połączeniu z dobrym wydaniem i wiecznym urokiem daje kolejny fajny tom fajnej serii. Co prawda trochę słabszy, trochę wtórny, ale co tam, jak zawsze daję kredyt zaufania.
|
autor recenzji:
wkp
27.05.2024, 14:59 |