CHI CHI CHI
Oj długi czas przy okazji czytania kolejnych serii o kotach wydanych czy wznawianych po polsku, mówiłem, że fajnie, że cieszę, bo czasem świetne współczesne rzeczy to były, czasem doskonała klasyka, ale jednak można by wydać po polsku „Chi”. No bo jedna z najlepszych to rzeczy w temacie, to raz. Dwa, że temat najwyraźniej popularny, skoro pojawiło się tyle serii, a nawet wrócił „Cześć, Michael!” (ja wiem, że na ćwierćwiecze istnienia wydawcy, który nawet w swoim logo ma tego kota, ale jednak rzecz wróciła). Trzy, że to świetna historia niezależnie od tego, czy rozpatrywać ją jako zwierzęcą opowieść, czy po prostu dobrą komedię. No i w końcu jest, pierwszy tomik pojawił się na rynku i jest tak doskonale, jak zapamiętałem. A nawet lepiej, bo kiedy czytałem to w amerykańskim przekładzie, nie śmieszyło tak, jak śmieszy polska wersja językowa. A jeszcze ile w tym uroku! Ile magii! I siły!
Poznajcie Chi to mała kotka, która podczas spaceru ze swoją rodziną, oddziela się i gubi. Chce wrócić do domu, ale wiadomo, nie jest w stanie. I tak znajduje ją chłopiec, a co za tym idzie jej nowa rodzina, która postanawia pomóc kociakowi, chociaż w ich domu nie można trzymać zwierząt. Co od tej pory będzie czekało na Chi?
„Przytulny dom Chi” to kolejna manga niby o zwierzaczkach, niby komedia, a jednak dla starszych odbiorców. Dojrzalszych. Ja wiem, że w naszych realiach słodkie historie o uroczych zwierzaczkach to jednak dziecięco się nam kojarzą – z Disneyem czy czymś w tym stylu – ale w Japonii, jak to w Japonii, nieco inaczej to wygląda. Typowych dziecięcych historii tam nie brakuje, a i te skierowane do starszych czy całkiem dorosłych też nie są rzadkością. I nie myślcie tu od razu o wiadomych rzeczach, chodzi o to, że serie takie, jak ta, pod płaszczykiem uroczych, prostych historii komediowych niosą ze sobą sporo dojrzalszych rzeczy, ważniejszych tematów czy spraw, które bliskie są starszym czytelnikom. Nic nieodpowiedniego, niż z tych rzeczy, żeby była jasność.
Więc o czym to jest? Przede wszystkim o kocie, kocich zachowaniach i życiu z kotem, ale w tle dzieje się ta cała ludzka codzienność, może i zepchnięta na drugi plan, bo to Chi gra tutaj pierwsze skrzypce, i super, bo o to przecież chodzi. bo to to co w serii najlepsze. Rozbrajające, ujmujące, życiowe, jeśli o życie z kotem chodzi, ale i zarazem potrafiące rozbroić takim urokiem, jakiego w życiu się przecież nie spotyka. Są w tym emocje, są przeżycia no i jakaś taka masa sympatii, która potrafi rozczulić i zadziałać na czytelnika. Do tego znakomite ilustracje, świetny kolor – tak, mamy wersję w kolorze i nie wyobrażam sobie, by można było to wydać inaczej – i ładne wydanko.
Czyli kawał dobrej serii dla wszystkich, którzy lubią i się pośmiać, i rozczulić, a jak koty lubią to już w ogóle. Najlepsza rzecz w temacie obok „Cześć, Michael!” (jeśli chodzi o mangi, bo jednak jeśli o ogół komiksów to Jeszcze „Garfield” przecież, który chyba wszystko takie bije na głowę). I po prostu kawał znakomitego komiksu.
|
autor recenzji:
wkp
25.04.2024, 06:07 |