SPA JAK LUSTRO
Wizyta w tym spa pozwala przejrzeć się w życiowym lustrze. Żywe trupy dowiedzą się, że ledwie egzystują. Świnie pokażą swoją prawdziwą twarz. Udawanie na każdym kroku w pewnym momencie wyjdzie bokiem. A wszystko pod przykrywką doklejonych uśmieszków i miłych słówek.
Wspomniane spa to podobno najlepsze tego typu miejsce w północnej Europie. Staje się miejscem akcji komiksu zatytułowanego po prostu „Spa”. Zaczyna się od solidnego uderzenia. Kiedy w łazience czy kuchni zaczynasz widzieć trupy, czas na relaks. Czas na wizytę w miejscu spotkań będącym istną oazą spokoju. Na wizytę w przybytku, gdzie czas wypełniają masaże, baseny, sesje jogi i te wszelkie rzeczy, które pozwalają oczyścić umysł i dźwignąć się z chwilowego dołka. Mówiąc najkrócej – czas do spa.
I Erik Svetoft ukazuje w swoim „Spa” te wszelkie uroki. Chwile na refleksję, spojrzenie w głąb siebie. Na ładowanie się energią, na duchowy rozwój i zapominanie o tym całym syfie, który siedzi w głowie. W „Spa” czuć więc chillout. Czuć spokój, relaks. Czuć wyciszanie duszy i ciała. Ale to, co z duszy i ciała wypada, musi gdzieś wylądować. I też ląduje w tym samym spa. Rozlewając się po korytarzach, chowając – w postaci trupów – po szafach oraz innych kurortowych zakamarkach czy też ujawniając pod postacią świń w najmniej oczekiwanych chwilach i miejscach.
To jedna strona spa. Ta przynoszona z zewnątrz. Druga to wewnętrzne napięcia, jakie pojawiają się w kurortowej strukturze. Od dyrektora, przez kierownictwo po zwykły personel. Svetoft paradoksalnie uchwycił też nastroje panujące tak naprawdę chyba w każdym korpo. Spa okazuje się bowiem być miejscem korpo. Miejscem korpo, gdzie odpoczywa… korpo. To z wyższych sfer niż personel korpospa. Miejscem, gdzie personel jest zgrany, a atmosfera ponoć fajna…
Tylko komiksowe plansze zdają się mówić coś innego. Pokazują surrealistyczne miejsce, gdzie na porządku dziennym są gnijące ciała, wychodzące na powierzchnię zombie, wylewające się z zakamarków świnie… Pokazują smutne twarze trybików zaprzęgniętych do bliżej nieokreślonych zadań specjalnych, które to trybiki mają być szczęśliwe na zawołanie. W tym przypadku na wizytę w spa innych trybików…
Ów surrealizm pokazują doskonale twarze postaci rysowanych przez Svetofta. Bliski jest – co podkreśla wydawca – nastrojowi z filmów Larsa von Triera czy Davida Lyncha. I trudno się z tym nie zgodzić. Z kolei tła, sposób przedstawiania miejsc, kadrowanie i solidne rastrowanie przywodzi na myśl dokonania rysowników specjalizujących się w mandze. Zderzenie tych dwóch światów zaskakująco dobrze się sprawdza.
„Spa” to bardzo miłe zaskoczenie. Trudne w odbiorze, ciężkie i przytłaczające tak w klimacie opowieści, jak również w warstwie graficznej. Nikt jednak nie mówił, że będzie łatwo. Szczególnie wtedy, gdy dostajemy pracę twórcy ze Skandynawii. Warto się w niej przejrzeć, by sprawdzić czy aby i my nie potrzebujemy resetu i wizyty w spa...
autor recenzji:
Mamoń
25.04.2024, 23:50 |