BATMAN. KONIEC (NIE DLA DZIECI, OSTRZEGAŁEM)
Takiego Gacka jeszcze nie widzieliście. Nocuje po dachach, pije deszczówkę, a któregoś dnia zostaje sam na ziemi. A na koniec jeszcze bierze i umiera. Nie, nie jest to najnowszy komiks o Batmanie spod szyldu DC. To „Sen Nietoperza”, za którym stoją Josh Simmons i Patrick Keck.
Jeden z alternatywnych epizodów z Batmanem autorstwa Simmonsa pojawił się już w wydanej przed dwoma laty "Kosmatej pułapce”. Teraz, w jednym tomie, dostajemy cztery pojebane na maksa komiksy z Batmanem, mrocznym obrońcą miasta Gotham. W tym przypadku to Bacio z G_______ City. Choć i tak wszyscy doskonale wiedzą o kogo chodzi…
Te komiksy to „Znamię Nietoperza”, „Zmierzch Nietoperza”, „Narodziny Nietoperza” oraz „Śmierć Nietoperza”. Pojawia się w nich cała plejada postaci zupełnie niepodobnych do nikogo, jak dawna kochanka Bacia Panna Kot, jego służący Albert, wychowanek Robyn oraz wrogowie – Maskonur, Joke Man czy Człowiek Łamigłówka. Jedną z jego łamigłówek jest: „Dlaczego żyjemy? Kogo to, kurwa obchodzi? Istniejesz - ciesz się tym, skurwysynu”. Odpowiedź na tę łamigłówkę doskonale oddaje nastrój „Snu Nietoperza”. „Ciesz się tym, skurwysynu”. Po prostu ciesz! I patrz, co można zrobić z herosem, jak można go pokazać, jeśli zejdzie z nudnego i przewidywalnego mainstreamu do undergroundu.
Z fircyka, na którego leciała Panna Kot stanie się kimś, kto jest przeciwieństwem potężnego i seksownego kolesia. Stanie się stetryczałym starcem, który – po zdjęciu kostiumu – widzi w sobie jedynie cierpienie. Który okazuje się być ostatnim rozbitkiem na ziemi, po burzach ogniowych, jakie zniszczyły znany nam świat. I który za maską skrywa twarz filantropa Bruno Waina…
„Sen Nietoperza” to swoista wariacja na temat Batmana. Ale to też próba rozłożenia jednego z dwóch najważniejszych herosów świata DC (ten drugi to oczywiście Superman) na czynniki pierwsze. To próba położenia Bacia na kozetkę psychoanalityka, który sprawdzi co siedzi w jego głowie. To próba pojęcia rozterek, jakie szargają umierającym herosem. Bo Baciu w tym komiksie umiera. I – sądzę – nie jest to zaskoczeniem.
Cały album to oczywiście przepiękny underground. Tak fabularnie, jak i rysunkowo. To „gruba”, czarno-biała robota, uzupełniona zestawem kolorowych grafik, gdzie – mówiąc delikatnie – szaleństwo jeszcze bardziej daje się we znaki. A nie gryząc za język, nasuwa się proste pytanie: Jezu, co się na nich odpierdala?
Podsumowując. Taką superbohaterszczyznę to i ja lubię. Ale powinni ją polubić też fani superbhaterszczyny, którzy nie mają założonych klapek na oczy i są w stanie przymknąć oko, by zobaczyć jak jeszcze Batmana (vel. Bacia) można sprzedać.
autor recenzji:
Mamoń
15.06.2024, 00:01 |