LEMIRE NA BAGNACH
Jeff Lemire to jeden z najbardziej wziętych twórców na rynku amerykańskim. Zachwyca własnymi kreacjami – jak „Opowieści z hrabstwa Essex”, „Twardziel”, „Gideon Falls” czy „Royal City”. Ale jest też wykorzystywany przy projektach amerykańskich potentatów. Tak jest w przypadku komiksu, o którym dziś parę słów. Oto Jeff Lemire, który bierze się za Potwora z Bagien.
Lemire ma już na swoim koncie trochę udanych projektów komercyjnych dla Marvela czy DC. Dlatego fakt, że popełnił scenariusz do mini serii „Potwór z Bagien. Zielone piekło” nie dziwi. No a poza tym Lemire to swoisty znak jakości. Przynajmniej tak się powszechnie uważa.
Co wymyslił tym razem? Otóż to, że działania ludzi doprowadziły do zagłady Ziemi. Doprowadziły go globalnego ocieplenia, zalewania kolejnych kawałków naszego globu. Dlatego też trzej "bogowie” - Czerwień, Zieleń i Rozkład – postanowili rozprawić się raz na zawsze z ludzkością. W komiksie mamy zilustrowaną próbę, na jaką wystawiona zostaje społeczność skrawka ziemi, do złudzenia przypominającego Skałę Gibraltarską. Społeczność, w której żyją Donald ze swoją córką Veronicą. To tu zesłane są żądne krwi demony. Tu też pojawia się „Zielenina”, czyli Alec Holland pod postacią Potwora z Bagien. Tu rozgrywa się tragedia, tu dokonuje się zwrot akcji.
A wszystko w niemal antycznym kanonie (choć z delikatnymi modyfikacjami). A nawet z chórem w postaci… much! I z niemal antycznym gigantem, który wspiera ludzkość w walce z wysłannikami pseudobogów. I w efekcie mamy trzyaktową nawalankę. „Potwór z Bagien. Zielone piekło” nie należy do tych komiksów Jeffa Lemire, w których windował poziom superrbohaterszczyzny. Wiadomo, nie zawsze musi być ambitnie. Czasem trzeba odreagować pisząc lżejsze rzeczy. Tu, w walce, giną gdzieś nawet wątki ekologiczne oraz rodzinne emocje, które Lemire próbuje przemycać w fabule.
Tym razem nie mamy więc czegoś na miarę jego wersji takich bohaterów jak Moon Knight czy Joker. Ale lżejsza fabuła okazała się być okazją, by graficznie „wyżył się” Dough Manke, na którego plansze kolory nałożył David Baron. Zakomponowane z rozmachem sceny walki, luźny układ kadrów a do tego format nie amerykański, ale zbliżony do A4 sprawiają, że możemy docenić kunszt rysownika.
Podsumowując – fabularnie Lemire nieco odpuścił. Graficznie za to dzieje się sporo, I inaczej niż w zeszytówkach.
autor recenzji:
Mamoń
19.09.2024, 23:12 |