THORGALU! GDZIE BYŁEŚ, JAK CIĘ NIE BYŁO?
Co działo się z Thorgalem po tym, gdy w „Niewidzialnej fortecy” wymazał swe imię z kamienia stanowiącego pamięć bogów? O tym próbują opowiedzieć autorzy trzeciego tomu cyklu „Thorgal. Saga”. Tytuł „Shaigan” mówi właściwie wszystko.
„Shaigan” to próba wypełnienia luki między wspomnianą „Niewidzialną fortecą” a „Gigantami”, w którym to albumie Thorgal pod postacią Shaigana Bezlitosnego staje się złym wspomnieniem. W sumie patent na album niegłupi. Shaigan nie został mocno wyeksploatowany przez ojców Thorgala. Tylko czy na pewno czytelnicy cyklu potrzebowali wiedzieć więcej, niż w serii zasadniczej napisał Jean Van Hamme a narysował Grzegorz Rosiński? Potrzebować mogli. Tylko czy efekt ich zadowoli?
Przypomnę tylko, że czas Shaigana to czas jaki można nazwać „wyrwą w pamięci”. Thorgal - próbując zapomnieć kim był i wierząc że tym samym pomoże swym najbliższym – wpada w podstępne sidła największej zakały w wikińskiej serii, Kriss de Valnor. Żmii, jakich mało wciskającej pozbawionemu jakichkolwiek wspomnień Dziecku z Gwiazd, że jest niosącym śmierć przywódcą, siejącym postrach w całym „throgalowym” świecie. I w sumie pokazanie krwawej jatki, jakiej miał się dopuszczać, byłoby sposobem na dopełnienie postaci. Mogła z tego powstać mroczna historia o Wikingach – prawdziwych wojownikach. Nawet taki odpowiednik serii „Slaine”.
Tylko, że „Thorgal” to nie mroczny „Slaine”. A i Yann, który dostał za zadanie stworzenie fabuły nie należy do tych scenarzystów, którzy wynosili zasadniczą serię na szczyt. Dlatego fabuła okazuje się być mocno zachowawcza. Owszem, niby Yann próbuje pokazać bezlitosność Shaigana, ale szybko zza tej maski wychodzi dobrotliwy Thorgal. Scenarzysta zaś fabułę kieruje na poszukiwania legendarnego miecza Fiskhrygg („rybi szkielet”) w pełnych żywych trupów – a nawet smoka (!) - grobowcach wyspy Hrygg.
Poza swoją „thorgalową” strefę komfortu nie wyszedł również rysownik Roman Surżenko. Rysuje poprawnie. Tak, jak nas przyzwyczaił do tego w cyklu „Louve” oraz „Młodzieńcze lata” (nota bene ze scenariuszami Yanna). W sumie to jednak najsłabszy z tomów cyklu „Thorgal. Saga”. Po wychodzących poza schemat albumach „Żegnaj, Aaricio” oraz „Wendigo” dostajemy komiks, który mógłby iść w serii zasadniczej. A podobno „Saga” miała być czymś specjalnym. I – mam nadzieję – że będzie. Zaś „Shaigan” to chwilowe potknięcie. Ale też marnowany potencjał na solidny album, gdyby tylko zlecenia nań nie dostali Yann i Surżenko a np. twórcy z 2000AD - uniwersum, do którego należy wspomniany "Slaine".
autor recenzji:
Mamoń
08.11.2024, 23:35 |