U THORGALA BEZ ZMIAN
„Thorgal” to taka seria, w którą chyba już mało kto już wierzy. Ale jednocześnie też taka seria, której każda nowa odsłona sprawia, że wciąż do niej zaglądamy. Tak jest też z najnowszym albumem. Na półki księgarskie właśnie „wjechał” 42. (!) tom serii zasadniczej. To „Wareg Ozur”.
No i cóż mogę powiedzieć po lekturze? „Thorgal” to taka seria, w którą chyba już mało kto już wierzy. Mało kto wierzy, że coś w niej drgnie i wystrzeli o kilka poziomów w grórę. Choć po odejściu Jeana Van Hamme’a od pisania scenariuszy wszyscy mieli na to nadzieję, Szczególnie, gdy za fabuły zabrał się Xavier Dorison. Finalnie stworzył jednak tylko jeden odcinek – „Szkarłatny ogień” a później pałeczkę przejął niestety Yann... Niedawno pisałem jak „położył” trzecią odsłonę cyklu „Thorgal. Saga” – cyklu, który dawał nadzieję - zatytułowaną „Shaigan”. Przy „Wareg Ozur” napisać można, że pcha wózek z napisem „seria zasadnicza”. Powoli, z mozołem, niespiesznie, próbując wnieść coś nowego. Niewiele to jednak daje.
Powrót po latach do wioski Warega Ozura – straszego brata Gandalfa Szalonego – przynosi zmiany. Ogłasza się nowym hersztem, wbrew woli mieszkańców osady. Kto w zaistniałej sytuacji jest w stanie uratować wnuka Jorunda Byka, na którym chce się mścić? Kto jako jedyny staje mu na drodze? Zgadnijmy… Kto decyduje się stanąć z nim do walki Batrgang? Do walki na miecz i tarczę z tą różnicą, że nie ma lądzie, ale pokładzie łodzi stojącej na pełnym morzu? Wiadomo. Bohater jest tylko jeden…
W tle rozgrywa się kilka innych wątków. Jednym z nich jest kontynuacja wątku zauroczenia Jolana i gwiezdnej panny zwanej Zorzą (początek tej historii mieliśmy w albumie „Tysiąc oczu”). Innym - wyjawiona prawda o śmierci Gandalfa (w sumie to niezły wątek na album do „Sagi”). Jest też stara Fjojar – wioskowa wiedźma nagle wprowadzona „na salony”. Ale do tego dochodzi cała „familiada” związana z tym, że w tzw. międzyczasie dom Aaricii i Thorgala wypełniła gromadka dzieciaków. I – obawiam się – dopóki tego domu nie opuszczą, trudno będzie iść do przodu. Tylko czy w przypadku tej serii przód jeszcze istnieje?
Za to rysunkowo jest w porządku. Frederic Vignaux nie udaje, że jest Grzegorzem Rosińskim. Nie maluje – jak nasz ziomek miał w zwyczaju „potraktować” ostatnie swoje odsłony serii. Nawiązuje do okresu sprzedmalarskiego, trzymając się dobrze znanych wizerunków, bez szaleństw w kadrowaniu i kolorystyce (tu wspiera go Gaetan Georges)
Jak napisałem. „Thorgal” obecnie bazuje na sentymencie. Że jest on wielki świadczy nie tylko fakt, że Egmont regularnie publikuje nowe albumy, ale też kioskowa kolekcja przygotowana przez Hachette. Jednocześnie o tym, że nowy „Thorgal” nie cieszy jak kiedyś (parafrazując Tymona) świadczą pytania na forach internetowych, po którym tomie odpuszczać kolekcję. W odpowiedziach najczęściej pada albo „Strażniczka kluczy”, albo „Klatka”. Czyli tomy… siedemnasty lub dwudziesty trzeci. Przypomnę, że „Wareg Ozur” to tom 41...
autor recenzji:
Mamoń
27.11.2024, 00:03 |