KOŃ W GALOPIE
W kolejną podróż zabiera nas Guy Delisle. Tym razem nie jest to jednak podróż do kolejnego, dziwnego miejsca na świecie, ale… podróż w czasie. Do wieku XIX (z małym wcięciem w wiek XX). Tym razem Delisle przygląda się fotografii i dokonaniom jakie pozostawił po sobie Eadweard Muybrigde. Album „W ułamku sekundy” smakuje znakomicie. Zresztą u pana Delisle to standard.
To opowieść o człowieku, ale też i opowieść o historii fotografii. Eadweard Muybrigde (1830-1904) to jeden z tych wizjonerów, którzy odmienili sposób myślenia o fotopstrykacch. W 1855 roku w Londynie wsiada na statek płynący do Stanów Zjednoczonych. Do matki rzuca: „Matko, albo zostaną kimś albo więcej o mnie nie usłyszysz”. Kimś wielkim został. Na stałe zapisał się w dziejach fotografii ale i animacji. Po kolei.
Muybrigde od początku idzie pod prąd. Nudzi go robienie zdjęć z zamkniętych studiach, na papierowych tłach. Wychodzi w Stany Zjednoczone i robi swoje. I po swojemu. W dolinie Yosemite tworzy cykl krajobrazów dzikiego zachodu. Wzdłuż Pacyfiku fotografuje latarnie morskie. Dla Pacific Mail Steamship Company tworzy reportaż w Ameryce Środkowej. W San Francisco pracuje nad panoramami miasta. No i w końcu tworzy całe sekwencje fotografii – ludzi w ruchu, a także zwierząt w ruchu. Wśród tych drugich najważniejsze jest zlecenie, by udowodnić fotografią, czy koń w galopie odrywa się od ziemi.
Coraz to nowsze zlecenia sprawiają, że nasz Eadweard zaczyna myśleć nie tylko obrazem, ale i sprzętem. Myśli jak ustawić aparat, jak naświetlić materiał, jak skrócić czas naświetlania, by uchwycić ruch… W swym życiu przechodzi od dagerotypu, przez mokry kolodion, po płytki ogrzewane. A do tego dochodzą jeszcze jego eksperymenty stanowiące przecież animowanie postaci. Dość powiedzieć, że uzyskuje ruch jeszcze w 1880 roku, na 16 lat przed braćmi Lumiere.. Nie tylko oni pojawiają się w komiksie. Mamy tu też Thomasa Edisona, Nikolę Teslę, czy rodzinę Stanfordów, którym Kalifornia zawdzięcza uniwerek. No i mamy próbki fotografii Muybrigde’a powplatane w komiks.
Po albumach „Pjongjang”, „Kroniki birmańskie” czy „Kroniki jerozolimskie” komiks „W ułamku sekundy” może być dla czytelników pana Delisle zaskoczeniem. Jest inny, na inny temat, już nie podróżniczy. Otóż nie do końca. To kolejny komiks o podróży. Nieco bardzijej sentymentalnej, w wiek XIX, do Stanów Zjednoczonych, które dopiero się kształtowały. A że Delisje jest świetnym dokumentalistą – co już nam udowodnił – w dodatku doskonale opowiadającym, „W ułamku sekundy” nie rozczarowuje.
autor recenzji:
Mamoń
17.11.2024, 00:44 |