Ciekawe jak zareagowałby – gdyby oczywiście mógł – Ryszard Wagner widząc komiksową adaptację swej opery "Pierścień Nibelunga". A taka adaptacja dostępna jest na naszym rynku. Trudu przełożenia XIX-wiecznego tekstu na język komiksu podjął się amerykański twórca P. Craig Russell. I poradził sobie znakomicie.
W efekcie otrzymaliśmy potężne tomiszcze liczące ponad czterysta stronic. Tak, jak opera Wagnera (powstawała od 1848 do 1874 roku), podzielone na cztery części – "Złoto Renu", "Walkiria", "Zygfryd" i "Zmierzch Bogów". Zacznijmy jednak od początku. Od krasnoluda Alberyka, który ze złota skradzionego syrenom wykuwa magiczny – tytułowy, spinający historię w jedną całość – pierścień, dający jego posiadaczowi władzę nad światem. Od boga Wotona i jego żony Fryki. Półboga Loge i córek Wotona – Walkirii.
"Pierścień Nibelunga" to opowieść mityczna. Napisana po mistrzowsku ze splatających się ze sobą wątków. Zdrady, żądzy zemsty, wybaczenia, miłości... Ale komiksowy "Pierścień Nibelunga" to nie tylko genialne czytadło, ale i pozycja efektowna pod względem graficznym. Skomponowana z rozmachem i tak samo wyrysowana. Russell doskonale przeniósł na papier postaci z tekstu Wagnera. Wystarczy spojrzeć, by wiedzieć kto bóg, kto zwykły śmiertelnik czy karzeł.
Równie pięknie rozpisał historię na plansze – raz przeładowane kadrami, innym razem składające się z trzech, czterech dużych obrazków. Budujących napięcie niczym w dobrym filmie. Bo w komiksowym "Pierścieniu Nibelunga" jest coś z filmu. To gra kolorem, światłem, perspektywą czy sposobem kadrowania.
W Polsce komiks ukazał się w egmontowej kolekcji "Mistrzowie Komiksu". I w tym przypadku stwierdzenie, że to album "mistrzowski" rzeczywiście jest prawdziwe.
autor recenzji:
Mamoń
01.05.2017, 18:49 |