SPIRALA SZALEŃSTWA
Pewnie niektórzy z Was już tego nie pamiętają, ale kilkanaście lat temu świat przeżywał modę na azjatyckie, a w szczególności japońskie horrory. O genezie tego zjawiska można by mówić długo, w skrócie jednak chodziło o to, że Amerykanie, zamknięci w błędnym kole powielania schematów gatunkowych, zaczęli szukać ciekawej grozy za granicą, znaleźli film The Ring: Krąg, zrobili własny remake, ale jednocześnie doprowadzili do tego, że oryginalny obraz także trafił do międzynarodowej dystrybucji. I od tego wszystko się zaczęło, a tym także rankingi najciekawszych filmów grozy z Kraju Kwitnącej Wiśni. Wśród nich często obok Kręgu, Dark Water czy Klątwy przewijał się niepozorny tytuł, którego nie dane było obejrzeć Polakom – Uzumaki, obraz oparty na mandze absolutnego mistrza horroru, Junji Ito. Na szczęście czytelnicy znad Wisły mogli zapoznać się z jego komiksowym pierwowzorem, a trzeba przyznać, że jest to dzieło świetne, niepokojące i porażające, a w swojej kategorii zbliżające się do bycia tworem genialnym.
Licealistka Kirie Goshima pewnego dnia zauważa, że mieszkańcy Kurouzu (Czarnej Spirali) zaczynają dziwnie się zachowywać. Ojciec jej znajomego siedzi i wpatruje się w muszlę ślimaka, ulicą mknie niewielkie tornado, a spiralne kształty stają się obsesją tutejszych ludzi. Kwiaty układające się w ten kształt, spływająca woda, dym, gałęzie drzew, włosy, nawet ciała znajdowane są zwinięte w spiralę, choć jak to właściwie możliwe, by przybrały taki kształt? Sytuacja jest nie tylko dziwna, ale i niebezpieczna, a szaleństwo z każdą chwilą narasta…
Największą siłą Uzumaki, jak w zasadzie każdego horroru, nie jest ani fabuła (choć ta akurat jest znakomita), ani oryginalność (tej także jednak nie można odmówić Ito), a klimat. Groza, niepokojąca, duszna atmosfera, dojmujące poczucie dziwności i wyobcowania, które nie przestają emanować ze stron mangi właściwie ani na chwilę, a wraz z rozwojem akcji tylko narastają. A przecież horror w komiksowym wydaniu niemalże nie potrafi straszyć. Niemalże, bo Dōmu autorstwa Katsuhiro Otomo, podobnie jak inna z prac Ito, doskonałe Gyo, autentycznie mnie zaniepokoiły. I Uzumaki robi podobne wrażenie, serwując czytelnikom prawdziwą jazdę bez trzymanki, co więcej, dostarcza tak intensywnych wrażeń, że nieprędko zapomina się o całości.
Ale, jak mówiłem, nie samym klimatem może się pochwalić Uzumaki. Manga ma świetną fabułę, to raz, dwa – szata graficzna jest po prostu rewelacyjna. I wreszcie trzy – świetne jest też samo wydanie. Zaczynając od treści, mamy tu ciekawą zagadkę, interesujące postacie i dobrze poprowadzoną, dynamiczną, ale nie pospieszoną akcję. Są też postacie zdające się być w dziwnym sposób od nas odizolowane, i realne, i nierealne zarazem, a jednak fascynujące. Może właśnie przez to?
I jest ta mistrzowska szata graficzna, mroczna (choć nieprzesadnie) szczegółowa, typowa dla mangi, temu nie da się zaprzeczyć, ale doskonała nawet dla tych, którzy za specyfiką komiksów z Kraju Kwitnącej Wiśni nie przepadają. Do tego jest w tym wszystkim całkiem solidna dawka szaleństwa i konkretna doza brutalności. Miłośnicy horrorów nie będą zadowoleni – będą wniebowzięci. Rzadko bowiem zdarza się, by komiksowa groza była tak udana i przejmująca – nawet wśród mang. Dodajcie do tego rewelacyjne wydanie (640 stron, duży format, świetna jakość edytorska itd.) i otrzymacie komiks, który powinien przeczytać każdy fan mocnych wrażeń.
|
autor recenzji:
wkp
15.06.2018, 13:52 |