KREW I MROK
Dobry, krwawy polski komiks grozy. Niewiele jest takich dzieł, ale „Mrok”, mimo pewnych minusów, zdecydowanie można do nich zaliczyć. Balansujący na krawędzi kryminału i historii o zombie komiks oferuje nam klasyczną opowieść grozy zmierzającą do z pewnością epickiego finału. Jaki on będzie, czas pokaże, ale jest w tym komiksie coś, co mnie do niego przyciąga.
Młoda funkcjonariuszka policji, Sara, prowadząc śledztwo natrafiła na niepokojące nagranie, na którym ludzie tworzący pewną grupę zabawiają się w mordowanie najbiedniejszych. Polowanie na małą dziewczynkę kończy się jej zastrzeleniem, ale nie to jest najdziwniejsze: po pewnym czasie martwe dziecko wstaje i odchodzi. Sara wraz z partnerem, przybywa do znajomego specjalisty by zbadał autentyczność filmu, jednak ten, wraz ze swoim partnerem, został zakatowany i jedyne co jest w stanie, to ostatkiem sił wskazać jej miejsce ukrycia czegoś najwyraźniej bardzo dla niego ważnego.
Tymczasem Gruby i Młody starają się zrozumieć, co właściwie się dzieje. Z jednej strony boją się o swoje tyłki, bo mieli pewien udział w polowaniach na ludzi, z drugiej zgwałcona przez Grubego dziewczyna, którą potem zabili gangsterzy, najpierw posłużyła do wyłudzenia okupu, a teraz jej zwłoki gdzieś zniknęły, co jeszcze bardziej może pogrążyć skorumpowanych gliniarzy. A to przecież nie jedyny problem, bo w mieście do życia powracają zmarli i nie zwiastuje to niczego dobrego…
Historia wraz z drugim tomem zaczyna klarować się coraz bardziej. Pierwszy „Mrok” przeskakiwał od jednego bohatera do drugiego, nie było w nim postaci wiodącej, ale teraz, choć niewiele się zmieniło, całość prezentuje się zdecydowanie lepiej. Nawet kiedy dochodzą wątki rodem z fantasy i retrospekcje, album wydaje się spójny i zmierzający wreszcie do konkretnego celu. Jest trochę zaskoczeń, jest kilka świetnych momentów i takich samych dialogów, jest też dużo krwi i przekleństw, za to zdecydowanie mniej jest erotyki, chociaż okładka zdawałaby się sugerować coś innego.
Słabiej za to wypada strona graficzna. Początek w wykonaniu Chochowskiego prezentuje się nawet lepiej, niż epizod fantasy w wykonaniu Cabały, jednak kreska Similaka w ogóle nie pasuje do całej historii. Nieco milej dla oka jest z ilustracjami Kleszcza, ale są zbyt mało profesjonalne, a przy okazji zbyt jasne (o dziwo Chochowski, choć używał o wiele mniej czerni wypadał lepiej) jak na „Mrok”.
Mimo tych minusów, „Mrok: Krwawe żniwo” to album dobrze kontynuujący historię zapoczątkowaną wraz z powstaniem „Strefy komiksu”. Jeśli pierwszy tom przypadł Wam do gustu, drugi na pewno Was nie zawiedzie. Choć przydałaby się spójniejsza szata graficzna.
|
autor recenzji:
wkp
15.07.2017, 17:58 |