Przed wielu laty, gdy na łamach komiksu "Thorgal" zadebiutowała postać awanturniczki Kriss de Valnor, nikt chyba nie miał wątpliwości, że paniusia owa odegra niepośrednią rolę w całym zwichrowanym życiorysie czarnowłosego wikinga. Po niezliczonej ilości intryg, zamachów, knowań i staniu się zgrzybiałą staruchą, która potem w cudowny sposób odmłodniała, Kriss otrzymała od losu szansę na wyjaśnienie skąd w niej tyle podłości i intryganctwa. Szansą tą jest cykl albumów stanowiących podserię (lub jak kto woli spin-off) dla głównego nurtu "Thorgala" o podtytule "Kriss de Valnor" właśnie, traktujący o mrocznej przeszłości antybohaterki i potwornych wydarzeniach, które ukształtowały jej bezwzględne ego.
Na polski rynek dotarł obecnie drugi tom tej niezwykłej, pozbawionej ogłady opowieści, przynosząc w sobie niebywały pierwiastek przygnębienia. Już w "Nie zapominam o niczym!" scenarzysta Yves Sente dał upust porażającym wizjom gwałtów i przemocy na nastoletnich dziewczynkach, przedstawiając jednocześnie jedną z najbardziej zdeprawowanych księżniczek w historii komiksu - małoletnią Opal, sadystkę mordującą inne dzieci dla zabawy. W "Wyroku Walkirii" mrok zatacza jeszcze szersze kręgi. Nastoletnia Kriss i doświadczony niedawną tragedią Sigwald (znany wcześniej z 9. tomu "Thorgala" o tytule "Łucznicy") uskuteczniają swą poniewierkę po baśniowej krainie północy łupiąc i grabiąc kogo popadnie, w przerwach starając się nie zauważyć, iż coś zaczyna między nimi dwojgiem kiełkować. Nie jest to jednak ni czas, ni miejsce na rozniecenie w sercach ognia. Za rogiem majaczy bowiem Welgrund - zdegenerowana wieś, która przez wiele lat krzywdziła Kriss i jej matkę, a diabelska pannica przyszykowała dla niej i jej mieszkańców coś czego nie zapomną nigdy w życiu. Biedna Kriss również dostanie kolejnego okrutnego prztyczka w nos i to zapewne nie ostatni raz w tym cyklu.
Trzeba przyznać, że pod względem scenariusza seria "Kriss de Valnor" nie ustępuje najlepszym albumom "Thorgala", gdyż już sam pomysł rozpoczęcia opowieści od pośmiertnej spowiedzi Kriss przed trybunałem Walkirii w zaświatach to przewrotna rzecz, świetnie wpasowująca się do przaśności nordyckiej mitologii. Sam finał drugiego tomu uknuto zaś jawnie w stylu Gartha Ennisa i jego historii o Świętym od Morderców - zdeprawowana osada, piętno nienawiści żyjące w mrocznym sercu i żądza zemsty przekuta na masowe morderstwo. Ogólnie pełno w tej powieści klimatu grozy i potworności - każdy kolejny dzień żywota bohaterów to pasmo udręk i gwałtownych śmierci prowadzących do zanikania ludzkiej natury. Gdyby nie fakt, że dzięki głównej serii wiem jak potoczyły się losy tytułowej butnej dzierlatki, przysiągłbym, iż w następnym tomie skończyłaby w cichym mokrym grobie pełnym robaków, bez prawa łaski ze strony Walkirii. Horror ten, a raczej mroczne fantasy z pogranicza gatunku grozy zostało ubrane w niebagatelne szatki. Ilustratorskie dokonania Giulio De Vita to wypisz wymaluj Rosiński na cztery czwarte. Realistyczna kreska wzorowana (lub raczej odwzorowywana - czasem ma się wrażenie, że w ilustracjach maczał palce sam Mistrz) na starej europejskiej szkole komiksu, niestroniąca od skomplikowanych panoram i całostronicowych wirtuozerii, doskonale wpasowuje się w klimat wikińskiej serii. Niecierpliwie czekam na więcej.
|
autor recenzji:
BroosLi
08.04.2012, 16:59 |