Przyznam szczerze, że ładunek emocjonalny płynący z zaopatrywania się w kolejne zeszyty "Białego Orła" przypomina ten, który odczuwało się przed laty podczas zakupu wielu podobnych tytułów z głębokich kieszeni wydawnictw TM-Semic, Fun Media czy Axel Springer. Dla młodej serii mającej w stu procentach polskie korzenie zestawienie jej z tak znamienitymi rozrywkowymi tytułami jak "Spider-man", "Batman" czy "Ultimate X-men" stanowi nie lada komplement, jednak podobieństwo owe ogranicza się niestety tylko do seryjności wydań, nie do ich poziomu merytorycznego. Wnętrze nie jest wprawdzie najgorsze - bracia Kmiołek zjedli zęby na niejednym superbohaterskim komiksie, to widać. Tandem, którego przygody rozpisali na trzy pierwsze numery serii miewa wielkie konotacje z Kapitanem Ameryką, Batmanem czy nawet Spawnem (łącznie z powielaniem teleportacji tegoż oraz stosowaniem w kadrach wtrętów niby to z dzienników tv, w których tak lubował się Toddd McFarlane), wliczając w to niesamowicie podręcznikowe podejście do dobra i zła, gmatwaninę postaci drugoplanowych, liczne momenty bójek (tu dostaje się zwłaszcza pewnej armii klonów), ale i dość sztampową, by nie powiedzieć taśmową kreskę rysownika, która brzydka nie jest, ale tak właśnie dekadencko amerykańska, powielana z numeru na numer, bez wyraźnego śladu rozwoju, wirtuozerskich eksperymentów. Rzemieślniczość - to właśnie cecha nadrzędna amerykańskiej komiksowej pulpy z lat 90. zeszłego wieku, gdy kupując kolejne "Supermany" każdy był przygotowany na pewną odgórnie określoną dozę wrażeń wizualnych i fabularnych, i nawet nie śmiał myśleć o czymś więcej. Albowiem i scenariusz "Białego Orła" to mocno osadzona na amerykańskim kontynencie polska rzeczywistość, gdzie prym wiodą nowoczesne korporacje, mroczne i niezwykle obszerne podmiejskie kanały wypełnione postaciami z horrorów, ale i nastoletni wynalazcy potrafiący w garażowych warunkach sklecić cybernetyczny kostium rodem z laboratoriów NASA. Ma to swój mocny sentymentalny smaczek, wydaje się, że jest jak dawniej, choć nigdy już tak nie będzie, mało bowiem prawdopodobne, by witryny kiosków jeszcze kiedykolwiek zdominowały komiksy. To co w tym wszystkim irytuje to do przesady nadużywane retrospekcje bohatera, tnące akcję na mało czytelne fragmenty. Irytują też silniki odrzutowe w butach Białego Orła - relikt minionej komiksowej epoki, szczyt obciachu, tandety i szpanerstwa. Wraz z trzecim numerem "Białego Orła" dobiegła końca pierwsza podseria, miejmy nadzieję, że po tym nieźle zapowiadającym się eksperymencie autorzy przyszykują coś świeżego, co pokaże, że amerykańszczyzna w polskim wykonaniu smakuje równie dobrze co ta z oryginalnego McDonalda. W myśl przysłowia każdy orzeł jak może, liczymy, że nasz Orzeł pokaże jeszcze skrzydła.
|
autor recenzji:
BroosLi
19.08.2012, 12:23 |