Choć czterdzieści lat minęło, nie będzie to tekst o serialu „Czterdziestolatek”. Chodzi o inne czterdzieści lat. Dokładnie tyle trzeba było czekać na pierwsze pełne albumowe wydanie „Kajtka i Koka w kosmosie”. Owianego legendami komiksu Janusza Christy.
Wszystko zaczęło się dokładnie 29 kwietnia 1968 roku. Wówczas to na łamach trójmiejskiej popołudniówki „Wieczór Wybrzeża” pojawił się pierwszy pasek, zaczynający kosmiczną - i jak się później okazało - wielgaśną epopeję. Jej druk trwał... ponad cztery lata! Początkowo nic na to nie wskazywało, ale - jak wspominał w jednym z wywiadów autor - za każdym razem gdy chciał kończyć swą opowieść, dostawał listy od czytelników, w których domagali się dalszego rysowania. Ciągnął więc Christa komiks, aż doszedł do paska z numerem 1270, na którym umieścił wreszcie napis „Koniec”. W „Wieczorze Wybrzeża” ukazał się 31 lipca 1972 roku.
Na kolejne wydanie komplet kosmicznych materiałów czekał czterdzieści lat! Mimo prób nie udało się bowiem wcześniej pokazać kosmicznych przygód Kajtka i Koka w całości. Dwa lata po zakończeniu emisji gazetowej wprawdzie powstał album, ale zaledwie z niespełna 190 paskami. Kolejną próbę przybliżenia swego największego dzieła Janusz Christa podjął na początku lat 90. Wówczas to postanowił rozbić komiks na dwanaście albumów (dokonując lekkich cięć) i pokolorować. Niestety, po wydaniu trzech pierwszych albumów - „Zabłąkana rakieta”, „Twierdza tyrana” i „Kosmiczni piraci” - projekt padł. Najpełniejszym do tej pory wydaniem był album przygotowany w 2001 roku przez Egmont, w którym znalazło się 1120 pasków. Pełna edycja wyszła dopiero teraz. Czterdzieści lat po zakończeniu gazetowej publikacji...
„W kosmosie” należy do najbardziej dojrzałych komiksów z cyklu o Kajtku i Koku, obok „Opowieści Koka”, „Kajtka i Koka w krainie baśni” czy pasków składających się na album „Śladem Białego Wilka”. To już nie są młodzieńcze szaleństwa pokroju pochodzącego z końca lat 50. „Kajtka Majtka”, gdzie fabuła była zlepkiem mniej lub bardziej (częściej bardziej) odjechanych gagów. W kosmicznych przygodach Christa „kleił” już scenariusz, opowiadał fabułę. Pokazywał czytelnikowi coraz to nowe światy - te bardziej kosmiczne, jak i te przypominające już średniowiecze (niewykluczone, że przymierzał się już do zmiany konwencji; jego kolejnym komiksem drukowanym w „Wieczorze Wybrzeża” była już pierwsza historia z Kajkiem i Kokoszem „Złote prosię” w albumie wydana pod tytułem „Złoty puchar”). Stosował patenty, których nie powstydziłby się sam George Lucas - na blogu „Na plasterki" znaleźć można nawet poświecone temu analizy. Inne powtarzał później w „Kajku i Kokoszu”.
Nie ma sensu opisywanie fabuły „Kajtka i Koka w kosmosie”. To po prostu komiks, który każdy fan polskiego komiksu powinien przeczytać. Fan, który nowym wydaniem powinien być w końcu w pełni usatysfakcjonowany. Egmontowi tym samym udało się spełnić marzenia licznych miłośników Christy (w tym piszącego te słowa). Tych, którzy przez lata szukali pasków, polowali na wspomniane już, okrojone wydanie albumowe z lat 70. Wreszcie zadowalali się marnej jakości kserówkami, które w latach 90. krążyły po kraju. Teraz, by przeczytać ten album wystarczy wstąpić do księgarni. I jak tu nie wierzyć, że marzenia - te, które w dzieciństwie wydawały się nierealne - mogą się spełnić?
|
autor recenzji:
Mamoń
02.03.2016, 10:40 |