Po znakomitych „Dziennikach ukraińskich” Igort ponownie wyrusza na Wschód. W „Dziennikach rosyjskich” autor przygląda się wojnie w Czeczenii.
„Dzienniki rosyjskie” ukazują się z dopiskiem „Zapomniana wojna na Kaukazie”. Mówić o niej głośno próbowała Anna Politkowska. Dziennikarka „Nowoj Gaziety”, która w październiku 2006 roku została zastrzelona w windzie swojego bloku przy ul. Leśnej 8 w Moskwie. Igort zaczyna swój komiks właśnie od wizyty pod tym adresem. Trzy lata po zabójstwie Politkowskiej symbolicznie jedzie tą samą windą… A chwilę później, wędrując w styczniowy dzień przez moskiewskie ulice, na Prieczystieńskiej dowiaduje się, że oto zginęli właśnie Stanisław Markietow oraz Anastazja Baburowa, którzy też nie unikali tematu Czeczenii. Markietow – jako adwokat – pomagał rodzinom uchodźców z Kaukazu. Baburowa – stażystka „Nowoj Gaziety” - nie ukrywała swoich antyfaszystowskich poglądów.
Mocne to otwarcie. Ale i mocny – znów - jest temat, którego dotyka Igort. W „Dziennikach ukraińskich” próbował zrozumieć hołodomor i dowiedzieć się jakie miejsce tragedia z lat 30. zajmuje w świadomości współczesnej Ukrainy. W „Dziennikach rosyjskich” próbuje dojść podłoża konfliktu czeczeńskiego, próbuje zrozumieć co sprawia, że Wielka Rosja nie pozwala samodzielnie decydować o swym losie kaukaskiej społeczności. Nie jest to łatwe, zważywszy że przekaz medialny jest prosty: Czeczeni to terroryści, a Rosjanie próbują przecież tylko zaprowadzić porządek w zbuntowanej republice. Przekaz prosty, ale przekłamany.
Igort zadaje sobie więcej trudu niż ci, którzy na co dzień „relacjonują” to, co dzieje się w Czeczenii. Dociera do osób, które wyrwały się z Kaukazu. Jednym z nich jest Musa. Z Groznego. Ma za sobą obóz filtracyjny Czernokozowo. W głowie wciąż pozostają tortury. Senne koszmary przywołują sceny pałowania… Satsita ze wsi Nowyje Atagi mówi o „zaczystkach” – obławach zamieszkujących czeczeńskie wioski – prowadzonych przez żądnych przemocy „żołnierzach” rosyjskich. Absurd wojny autor przedstawia też pokazując wciągniętych w ten konflikt Rosjan. Porucznik Bagrajew, który odmawia udziału w strzelaniu do bezbronnych mieszkańców wioski jest dla wojskowych nikim. Podobnie jak beznodzy bohaterowie jeżdżący dziś na wózkach inwalidzkich. Bohaterami są ci, którzy zabijali, uprowadzali, gwałcili, torturowali. Frustraci z przestawionym systemem wartości. Oto jedna z zarejestrowanych rozmów: „Dlaczego go zabiłeś? Nie wiem proszę pana. Dlaczego obciąłeś mu uszy? Nie wiem proszę pana. Dlaczego go oskalpowałeś? Bo przecież to był Czeczen…”
Właśnie tym zajmowała się Anna Politkowska. Dokumentowaniem nadużyć, okrucieństw, tortur i zabójstw. „Zdjęcie po zdjęciu, film po filmie, historia po historii.” Otwierała Rosjanom oczy. Władzy nie było to na rękę. Politkowska słyszy, że jest szpiegiem Basajewa, że jest pojebaną zdrajczynią… Dlatego musi umrzeć. Dlatego musi się stać ofiarą Putinowskiej Demokratury. Dlatego – po nieudanej próbie otrucia – zostaje zabita w windzie swojego bloku. Politkowską wspomina m.in. Galla Akkerman, tłumaczka jej tekstów na język francuski. To jedna z autentycznych postaci, które staja się bohaterami dzienników. Inni to m.in. Arkadij Babczenko, który był jako żołnierz w Czeczenii, a dziś pracuje w tej samej gazecie, gdzie prawdy próbowała dojść i Politkowska. Na kartach komiksu pojawiają się też Szamil Basajew, Aleksandr Litwinienko czy Akhmed Zakajew. No i oczywiście Putin, który Czeczenów nazywa terrorystami.
„Dzienniki rosyjskie” – podobnie jak i „Dzienniki ukraińskie” – poszatkowane są na krótkie rozdziały. Jest w nich np. rok 2002 i Dubrowka z wystawianym musicalem „Nord-Ost”. Jest tragiczny w skutkach atak na szkołę w Biesłanie z 1 września 2004 roku. Ataki terrorystyczne… Czy może rozpaczliwe próby zwrócenia uwagi świata na łamanie praw człowieka w Czeczenii? Na zamykanie ust narodowi, który chce tylko jednego – wolności? Prócz współczesności, kilka z rozdziałów Igort poświęca historii tej bardziej odległej. Cofa się aż o cztery wieki do czasów Al.-Mansura, który zjednoczył w 1785 roku pod jedną flagą jednoczy Czeczenów, Tatarów i Czerkiesów. Cofa się też do czasów czystek z lat 30., kiedy to ludzie znikali na zawsze w syberyjskiej otchłani. Wreszcie wspomina Tołstoja i Dostojewskiego – tych, do których tak chętnie odwoływała się Anna Politkowska.
„Dzienniki rosyjskie” są przerażającą lekturą. Autor niczego nie ugrzecznia, niczego nie stara się uładnić. Czytelnikowi – i słusznie – Igort znów serwuje potężnego kopa w głowę. Inaczej jednak nie da się przedstawić tragedii Czeczenii i Czeczenów. I w sumie nie wiem tylko dlaczego Igort nie zdecydował się na zatytułowanie komiksu „Dziennikami czeczeńskimi”…
|
autor recenzji:
Mamoń
25.11.2015, 19:00 |