Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi prowadzi działalność edukacyjną, organizuje wspaniałe wielokulturowe wydarzenia, realizuje działania na rzecz upamiętnienia Ocalałych i Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, a także wykłady otwarte, wystawy, koncerty czy przedstawienia. Instytut wydaje opracowania naukowe i książki, lecz do tej pory nie był znany z wydawania komiksów.
Jak prezentuje się ich najnowsza publikacja pt. "Naród zatracenia"? Serdecznie zapraszam do lektury.
Na temat mordu na narodzie Żydowskim napisano już bardzo wiele. Pokazano Holocaust z każdej strony, a jednak ludzka wrażliwość i inwencja twórcza nie ma granic. Dwójka twórców - debiutantów komiksowych (których sylwetki za chwilę zostaną przybliżone) postanowiła stworzyć na zlecenie Łódzkiego Centrum Dialogu coś nowego - innego - nowatorskiego w odbiorze dla polskiego czytelnika. Specjalnie - ex definitione - na 70. rocznicę likwidacji Litzmannstadt Getto scenarzysta Maciej Świerkocki i rysownik Mariusz Sołtysik zabrali się za wykonanie powieści graficznej o łódzkich żydach, o ich dramacie. Noweli skierowanej do dorosłego i dojrzałego czytelnika. Jak sami określi swoje założenia: "Naród zatracenia" wpisuje się w tradycję innego sposobu mówienia o zagładzie. "Forma zbliżona do komiksu, skojarzeniowo jest najbliższa "Mausowi" Arta Spiegelmana, nawiązująca do konkretnych przedstawień z historii sztuki, pełni dziś niezwykle ważną rolę w mówieniu o ludobójstwie." Jeden i drugi twórca do tej pory nie zajmował się stricte komiksem. Dr Maciej Świerkocki to wybitny scenarzysta, pisarz (Ziemia obiecana raz jeszcze) i tłumacz literatury anglojęzycznej, natomiast Mariusz Sołtysik to artysta działający w obrębie nowych mediów, autor filmów dokumentalnych, typograf. Jego prace składają się z różnych mediów jak wideo, rzeźba, instalacja – włączając w to materiały ulotne, jak dym lub światło. Jeden i drugi o ogromnym talencie i doświadczeniu życiowym, a zarazem uczący się jak niemowlę - czym jest sztuka komiksu - co zauważalne jest w każdym elemencie tej powieści graficznej, lecz o tym szczegółowo już za momencik.
Najpierw ocena samego sposobu wydania. Gdy przeczyta się zapowiedź tego komiksu, ma się wrażenie, iż jest to kolejny nudny instytuciak. Szczególnie, iż pierwsze spojrzenie na ten albumik nie zachęca do dalszej lektury i zakupu. Dlaczego? Okładka "Narodu zatracenia", ach ta (nie)przednia obwoluta na której w niepasującej czcionce znajduje się tytuł, a pod nim w centrum nie odnajduje się prostokąt z brukiem łódzkiej ulicy, a pod spodem w tej samej wielkości czcionki imię i nazwisko autorów - auuu... wygląda to źle! Prezentuje nieczytelnie i mega niekomiksowo. Taka okładka po prostu zniechęca do zakupu. Po lekturze albumiku, każdy zrozumie przesłanie, i co artyści chcieli przekazać, co mieli na myśli i dlaczego wykorzystali taki rodzaj ekspresji. Jednak nawet komercyjnie jest to nietrafiony przekaz, a wystarczyło, by zamieścić inną grafikę. Np. głównego bohatera, lub chłopca i dziewczynki (strona 13), lub bardziej drastyczną , ale jakże symboliczną tzn. hitlerowca psa i chłopca (strona 47). Na szczęście dalej edytorsko jest już dużo lepiej, nie ma literówek i innych błędów. Obwoluta jest na grubym kartonie ze skrzydełkami, w dotyku ma satynowy delikatny wyraz. Na drugiej stronie okładki tym razem wspaniale komponujący się (znany element z przodu okładki) - bruk - wygląda niesamowicie i klimatycznie. Środek i pierwsze przekartkowanie to wonny - śliczny zapach papieru na którym wydrukowano albumik ,a jest to czerpany szlachetny papier.
Sama kompozycja tego komiksu jest niesamowita. tzn. pomiędzy przecudnej urody grafiki wplecione są teksty, które wyglądają jak sekwencje białego wiersza (złożone czcionkami dradley i fa szczuka extended). W niektórych elementach (ważnych dla akcji) dołączone są grafiki w kolorach krwistej czerwieni. Śmiało można, napisać, iż album jest trójkolorowy. Jednak w całości grafiki żyje kolorami szarości. Nietypowy układ plansz niesie w sobie pewien nowatorski wyraz. Implikuje to w kierunku formy dziennika i szkicownika, (podobnego w zamyśle układu do "Lawy" Wilhelma Sasnala). Najbliżej mu jednak do „Josela” Joe Kuberta. Widać wyraźnie, że autorzy inspirowali się tym dziełem. Z jednej strony uproszczając przekaz i odchodząc całkowicie od komiksowych dymków, a z drugiej strony grafiki Mariusza Sołtysika są pełne dopieszczenia. Same jego prace oscylują pomiędzy pełnym realizmem, a zabawą światłocieniami. Od razu widać, iż autor stosuje techniki mieszane. Korzysta na równi z piórka, czarnych tuszów, flamastrów i zwykłych wodnych farbek. Patrząc na plansze od razu widzimy, iż jego prace są wplecione w klimat tamtych lat wojennych, są niesamowicie magnetyczne i przeurocze, wyglądają wręcz malarsko. Konfrontując dalej z "Joselem" - nie są tak surowe, nie są tak szkicowe w wyrazie jak u Kuberta.
Na temat innych inspiracji, z których czerpali autorzy dowiesz się już za momencik i aby to zrobić czas przybliżyć zarys fabuły.
Jednym zdaniem. "Naród zatracenia" to artystycznie przetworzona opowieść o getcie, wykorzystująca w tle również przetworzone (wplecione) na plastykę obrazu oryginalne fotografie z Litzmannstadt Getto (z Archiwum Państwowego w Łodzi) i autentyczne wydarzenia, w których uczestniczy fikcyjny bohater.
Bardziej szczegółowo akcja komiksu rozpoczyna się kilka lat przed drugą wojną światową. Głównym bohaterem komiksu jest chłopiec. Jako niemowlę porzucony pod drzwi żydowskiej rodziny. Oddajmy mu głos: "Nie znałem swoich rodziców. Nie wiem czy w ogóle ich mam. Mój przybrany ojciec, perukarz Rum, wdowiec, dał mi na imię Dawid, ale to nie jest moje imię. Raz nazwał mnie przy swojej córce Esterce sierotą i podrzutkiem, a czasami mówił, że jestem dybukiem - duchem umarłego, który wstąpił w dziecko. Rum wychowywał mnie na Żyda, ale nie był pewien, czy nim jestem i chyba miał słuszność." Tak rozpoczyna się ta opowieść graficzna, osadzona w realiach historycznych, w których bardzo ważne jest podejście ludzkie, empiryczne, obyczajowo-psychologiczne.
Scenarzysta Maciej Świerkocki wybitnie dojrzale poprowadził historie. Albumik czyta się to jednym tchem. Na jednym biegunie dramat rodziny Rumów, na drugim dramat dziecka, które nie ma tożsamości, na trzecim w ukrytym wymiarze dramat narodu. Wokół Łódź, łódzkie getto, naziści, nienawiść i zło w czystej postaci. Chęć przetrwania - Łódź i getto, getto i Łódź - jedność. "Miasto było zamieszkane przez ponad 70-tysięczną mniejszość niemiecką, lojalną wobec nowych władz, dlatego życie tu było jeszcze bardziej trudniejsze niż w innych gettach. Domy przylegające do getta wyburzono. Bałuty i Stare Miasto nie były skanalizowane, nie można, więc było uciec kanałami tak jak w Warszawie. Wszystkie te czynniki odbiły się tragicznie na życiu jego mieszkańców, gdyż prawie całkowicie uniemożliwiły szmugiel żywności i lekarstw. Łódzkie getto zostało zorganizowane przez faszystów jako pierwsze na okupowanych ziemiach polskich, a zlikwidowane jako ostatnie, a do momentu jego zamknięcia przebywało w nim ponad 160 tysięcy Żydów, (przeważnie Łodzian). Ocalało niecałe 6 tysięcy osób. Większość Żydów Łódzkich została wywieziona do obozu Zagłady Kulmhof (Chełmno nad Nerem) lub do Auschwitz. Ostatni transport do Oświęcimia odjechał z Łodzi 29 sierpnia 1944 roku .
W komiksową opowieść wprowadzono postacie historyczne np. Mordechaja Chaim Rumkowskiego - żydowskiego kolaboranta, który pełnił w imieniu Niemców jednoosobową (dyktatorską) władzę ustawodawczą i wykonawczą w getcie, (którą od pierwszych do ostatnich dni nie oddał). Decydował on o życiu i śmierci. Autorzy niesamowicie pokazują w pewnych sekwencjach poszczególne dni narastania terroru. Pokazują jak zachowują się ludzie w takim momencie. Odpowiadają na pytanie - czym jest człowieczeństwo. Wszystko widzimy oczami narratora -zagubionego dziecka. Jednocześnie ten komiks odbiera się na płaszczyźnie metafizycznej. Uważny czytelnik zwróci uwagę, iż chłopiec pełni rolę - ducha -szarego sumienia miasta.
Podsumowując! "Naród zatracenia" jest pod wieloma względami wyjątkowy. Pomimo jednego mankamentu (okładki) nie ma się do czego doczepić. Pierwsze sięgniecie po albumik zwraca bardziej naszą uwagę na tekst, lecz przy samym czytaniu jedno i drugie jest równoważne. Autorom udało się stworzyć przepiękną opowieść, wplecioną w niesamowity klimat. Wszystko jest sprawnie wykonane i napisane, a zarazem tak bliskie i dalekie stylistyce komiksu. Autentycznie, całościowo, akurat w tym przypadku nie można oddzielać fabuły od grafiki, gdyż wszystko tu się wybornie dopełnia. Co do inspiracji, czuje się w niektórych momentach wyraźne nawiązania do "Mausa", a także do "Josela", a równocześnie przebija się estetyka znana z komiksów Franka Millera. Bez kozery - pomimo zapożyczeń, powstał ambitny "inny komiks" dotyczący Holocaustu, który śmiało dorównuje wyżej wymienionym arcydziełom, a przede wszystkim jest nowoczesny i bardzo autorski!
Zdecydowanie polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
15.10.2014, 00:07 |