OGNISTA DZIEWCZYNA
Pierwsze dwa tomy komiksowego „Millennium” składające się na „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” były naprawdę znakomitymi obrazkowymi dreszczowcami dla miłośników prozy Larssona i wszystkich fanów mocnych wrażeń. Można było więc żywić pewne obawy, że ciąg dalszy, jak większość sequeli, okaże się dziełem słabszym. Na szczęście „Dziewczyna, która igrała z ogniem”, pomimo większych cieć w treści, przedstawia się jeszcze lepiej, wciąga już na pierwszej stronie i do samego finału nie wypuszcza ze swoich mrocznych i brutalnych objęć.
Po rozwiązaniu sprawy Henriet i oczyszczeni swojego dobrego imienia, Mikael Blomkvist radzi sobie całkiem nieźle tak w życiu, jak i w pracy w redakcji magazynu „Millenium”. Teraz pismo przygotowuje się do publikacji książki o handlu żywym towarem, nad którą pracuje swoista nowa krew – Dag i Mia. Zamierzają ujawnić udział znanych ludzi w tym procederze i korzystania przez nich z usług zmuszanych do prostytucji, często nieletnich dziewczyn. Nie będzie to łatwe, rozpęta się burza, a oni ściągną na siebie niebezpieczeństwo. Ale są na to gotowi. Tylko jaką cenę przyjdzie im zapłacić? Kiedy Dag i Mia zostają zabici, a wszystkie tropy prowadzą do osobliwej przyjaciółki Mikaela, Lisbeth, Blomkvist stara się odkryć prawdę. Czy to możliwe, że Lisbeth zabiła? A może ktoś ją wrabia? Jej kurator, który ją zgwałcił, zamierzał się jej pozbyć, ale teraz także i on zostaje znaleziony martwy. Nikt nie ma pojęcia co tak naprawdę się dzieje i do czego te wydarzenia mogą doprowadzić, a jednocześnie na światło dzienne powoli zaczyna wychodzić mroczna przeszłość Lisbeth…
Przyznam szczerze, że mnie taka treść i takie poprowadzenie akcji przekonują o wiele bardziej, niż klasyczne schematy thrillera, jakie prezentowali „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”. Handle ludźmi przeraża, to odczłowieczenie, te tortury i brak nadziei. Przeraża bardziej, niż czający się gdzieś seryjny morderca, bo na tego służby polują, podczas gdy handlarze kobietami mają zbyt wielu klientów wśród elit rządzących czy choćby posiadających pewną konkretną władzę. Larsson znakomicie wykorzystał to w drugim tomie swojej trylogii, a Denise Mina równie dobrze przeniosła w komiksowe ramy, rezygnując z mylnych tropów i pobocznych wątków na rzecz rzetelnego poprowadzenia głównego wątku. Treść na tym nie traci, zyskuje natomiast warstwa emocjonalna i klimat opowieści. Zmiany w stosunku oryginału i ustępstwa z tego wynikające są rzeczą konieczną – szczególnie, kiedy tak jak w tym przypadku, materiał źródłowy jest solidną cegłą.
W stosunku do pierwszego, rozbitego na dwie części, tomu doszło do pewnych zmian na polu grafiki. Pozostała stara ekipa (czyli Manco i Mutti), ale dołączył do nich Antonio Fuso. Co to znaczy w praktyce? Fuso, który w swojej karierze pracował nad takimi tytułami, jak „G.I. Joe: Cobra”, „Sinister & Dexter”, „Sędzia Dredd” czy manga „Sherlock”, operuje kreską prostszą, bardziej kanciastą. W „Dziewczynie…” pojawia się sporadycznie i choć jego styl odbiega wyglądem od rysunków kolegów, postarano się by pracował nad konkretnymi, zamkniętymi scenami – nie burzy więc integralności albumu, a przy okazji jego ilustracje dobrze pasują do treści.
Podsumowując – warto. Ekipa działająca pod szyldem Vertigo stworzyła znakomity, brudny i mocny komiks. Dużo w nim elementów thrillera, nie zabrakło też scen, których nie powstydziłby się niejeden graficzny horror (znakomite powstawanie z grobu w lesie) i dużo wątków obyczajowych, które oddziaływują najmocniej. Czyta się to przyjemnie, z emocjami i nie chce przestawać. Aż szkoda, że pozostał już tylko jeden tom „Millenium”. Polecam.
|
autor recenzji:
wkp
19.11.2016, 16:16 |