Czy ktoś na sali nie czytał "Małego Księcia"? Nie widzę. A kto czytał już komiksową wersję dzieła Antoine’a de Saint-Exupery’ego?
O, kilka rąk już widać. Warto. Komiks to bowiem nie byle jaki. Co tu dużo mówić. Opowieść o chłopcu z planety, na której można nieustannie oglądać zachody słońca. Chłopcu, który wysprzątał swój niewielki glob, przeczyścił wulkany - w tym ten wygasły - wyrwał pędy baobabów, podlał ukochaną różę i wyruszył w świat zna chyba każdy. Opowieść o wizytach na planetach króla, próżnego, pijaka, bankiera, latarnika, geografa i wreszcie na Ziemi.
Opowieść filozoficzną osadzoną gdzieś na Saharze. Przy zepsutym samolocie, przy którym pewnej nocy pojawia się właśnie Mały Książę. Z jedną tylko prośbą - "Narysuj mi baranka..." Ale nie może być zbyt chorowity, ani za stary. Musi być w sam raz. Najlepiej więc, jeśli zostanie narysowany od razu w niewielkiej skrzyneczce. To też opowieść o dorosłym, który wraca do rysowania. Innego niż tylko wąż boa zjadający słonia... Który zaczyna inaczej patrzeć na świat. Po niezwykłym spotkaniu właśnie na Saharze...
Za przełożenie tekstu Exupery’ego na język opowieści obrazkowej zabrał się Joann Sfar – co ważne nie zmienił przy tym zupełnie oryginału a jedynie dopasował go do kadrów (w polskiej wersji dostajemy znany od lat przekład Jana Szwykowskiego). Twórca, którego śmiało można nazwać jednym z poetów współczesnego komiksu. Znany z niezwykłych obrazków, które mają w sobie coś z malarstwa Marka Chagalla.
I scenariuszy, które zahaczają o wątki żydowskie. Taka jest seria "Kot Rabina", "Klezmerzy" i "Mały świat Golema". Obok nich powinna stać też przepiękna komiksowa wersję "Małego Księcia". Eksperymentalny album, który zaskoczy zapewne wszystkich fanów przybysza z gwiazd.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.